środa, 6 listopada 2024 21:49
Reklama
Reklama

Kazimierz Deyna - wielki zapomniany?

POMORZE. Za dwa tygodnie skończyłby 60 lat, gdyby nie tragiczny wypadek samochodowy. Mistrz piłkarski, wspaniały człowiek - Kazimierz Deyna ze Starogardu Gd. Czy polscy kibice o tym pamiętają?
Kazimierz Deyna - wielki zapomniany?

Z piekącymi z niewyspania powiekami po wielogodzinnym locie z Kalifornii do kraju oglądałem mecz Polski z Kazachstanem. Radość po bramkach Euzebiusza Smolarka mieszała się z uczuciem nostalgii i wspomnieniem telefonicznej rozmowy odbytej na kilkanaście godzin przed odlotem z panią Mariolą Mc’Mullan (z domu Polasik, poprzednio Mariolą Deyna) zamieszkałą od wielu lat w San Diego.
„Za dwa tygodnie skończyłby 60 lat, gdyby nie tragiczny wypadek samochodowy”. Czy polscy kibice o tym pamiętają?
- Chyba Pan żartuje- usłyszałem odpowiedz, a w głosie p. Marioli wyczułem
nutkę żalu. Od wielu lat mam niewielki kontakt z Polakami, nawet z tymi zamieszkałymi tutaj- kontynuuje moja przemiła rozmówczyni-, choć na te ostatnie kontakty akurat nie mogę narzekać. Wie pan, nawet na pogrzebie Kazika” było niewielu rodaków, nie mówiąc o kimkolwiek z konsulatu czy klubu warszawskiej Legii.

Z lekkim żalem
Mówię to, nawet po latach z lekkim żalem, choć łzy już przyschły a moje życie w Stanach potoczyło się w dobrym kierunku. Wyszłam za mąż za Amerykanina, który jest dobrym, wyrozumiałym człowiekiem, mam ciekawą pracę. Czasem chodzę z obecnym mężem na spotkania organizacji polonijnej, czy do polskiego kościoła w San Diego, ale on, nie znając języka ani polskich zwyczajów raczej się wtedy nudzi. Nie pokazuje tego po sobie, szanując moje znajomości, ale trudno, aby rozumiał duszę Polki, która miała sławnego męża sportowca, znanego nie tylko w Polsce. Jako kobieta po prostu to wyczuwam, a on jako człowiek delikatny mi tego nie okazuje. Cóż, życie przemija musimy pogodzić się z jego wyrokami, ale gdzieś głęboko w sercu została „mała zadra” wspomnień i bywa, ze momentami czuję się samotna - zapomniana...
Ale może to skutek zmiany nazwiska i trudności ze skontaktowaniem się z Panią –
Usiłuję wejść w słowa pani Marioli - ja również gdyby nie telefon od kociewiaka pana Huberta Pobłockiego i kontaktu z panią Margo Chmielewski, nigdy bym pani nie odnalazł.
To miłe, że kociewiacy pamiętają, że „Kazik” urodził się w Starogardzie Gdańskim -mówi p. Mariola. Głos jej się lekko załamał. -Wie pan - mówi- jakoś mi lżej na sercu i poczułam wzruszenie, kiedy pan o tym mówi. W tym roku 23 października skończyłby lat 60 i kto wie czy to nie on, jako trener nie poprowadziłby reprezentacji Polski w meczach eliminacyjnych do Mistrzostw Europy. Dla wyczynowego sportowca to wiek poważny, ale dla trenera czas na przekazanie swoich doświadczeń i wiedzy piłkarskiej. Przed wypadkiem, mąż nie tylko grał w klubie „San Diego Socers” a potem Tijuana w Meksyku, ale zajmował się szkoleniem piłkarskim młodzieży mając do tego uprawnienia i doświadczenie wybitnego zawodnika.

Iskra Boża
Wrócę za chwilę do rozmowy z p. Mariolą, ale nie mogę powstrzymać się od kilku refleksji. Dla wielu kibiców sportowych niezależnie od wieku słowa: Kalifornia, San Diego, Meksyk, brzmią egzotycznie, tajemniczo, mają w sobie coś z wyznaczenia sobie celów trudnych do osiągnięcia. I tak jest w istocie. W czasach piłkarskiej wielkości „Kaki”, bo i tak nazywano Kazimierza Deynę ( znacznie wcześniej niż słynnego Brazylijczyka), jego bramki; te strzelone i te niezdobyte ( przestrzelona 11 w meczu z Argentyną) wydobywały z milionów kibiców tony adrenaliny. Słynne „rogale”, dokładne podania do partnerów (nazwany był przecież królem środka pola), dokładne przyjęcia piłki, pamiętane są przez fanów piłki nożnej do dziś. Tylko nieliczni doświadczają za życia na przemian; uwielbianie lub nienawiść kibiców. Wielkość sportowca i jego przysłowiowa „Iskra Boża” dana jest nielicznym, ale mimo wrodzonego talentu musi być poparta solidnym treningiem. Kazimierz Deyna był jednym z nich. Jako dziecko nie miał łatwego życia. Pochodził z wielodzietnej ( 10 osobowej) niezbyt bogatej rodziny, w której nie starczało, aby „kazikowi” kupić np. piłkarskie buty. Grywał w drużynach podwórkowych W Stargardzie gdańskim boso. Potem, kiedy jako junior w miejscowym „Włókniarzu” zaczął strzelać bramki, zauważono jego nadzwyczajny talent i trafił do drużyn pierwszoligowych. Jego sportowe życie w drużynach polskich i później, kiedy po wielu trudach i wyrzeczeniach udało mu się wyrwać za granicę jest powszechnie znane, może tylko wymienię nazwy najbardziej znanych klubów, w których grał. ŁKS Łódź, Legia Warszawa, Manchester City, San Diego Socers. Nie wszystkie kluby kochał, nie wszędzie traktowany był uczciwie, ale starał się zawsze grać na najwyższym poziomie, jaki reprezentował. Po dwuletnim pobycie w Anglii wyruszył do USA i tu się realizował już jako dojrzały zawodnik i trener.

Pamięć fanów
Napisano o nim liczne artykuły, powstały audycje telewizyjne, radiowe, strony internetowe, książki, film z gwiazdami światowego kina i futbolu( Escape to Victory), w którym wystąpił wraz z Pele, Booby Moorem, Sylwestrem Stallone i Michelem Caine, ale przede wszystkim pozostała pamięć jego fanów. O tym świadczy sesja poświęcona jemu w Starogardzie Gdańskim, nazwanie ronda jego imieniem, mecz piłkarski, i sesja Rady Miejskiej w 60 rocznicę urodzin. Pamięć kibiców uosabia Diana Kęciek z Józefowa k. Warszawy ( na zdjęciu na cmentarzu w San Diego), fanką Legii Warszawa, która w momencie śmierci „Kaki” miała zaledwie 2 lata. W Polsce mówi się, że śmierć czeka wszystkich. To prawda, ale inaczej upamiętnia się ich na nagrobkach. Istotę demokracji w USA udowadnia się w sposób szczególny. Co więc, na cmentarzu w dalekim San Diego pozostało po wybitnym sportowcu? Jaki jest namacalny ślad, że tam pracował, grał, utrzymywał najbliższych, żonę Mariolę, syna Norberta?
Cmentarze w USA wyglądają jak dobrze zadbany park, w którym w zieloność trawnika wtapiają się jednakowej wielkości płaskie tablice z informacją personalną, rysunkiem o symbolicznej wymowie religijnej, czasem w porcelanowej technice wykonanym zdjęciem lub sylwetką człowieka, który odszedł na zawsze. I nie ważne czy był ministrem, mistrzem sportu, żołnierzem czy zupełnie nieznanym człowiekiem. Tablice jednakowej wielkości, na poziomie trawnika są jedyną materialną pamiątką.
Podobnie jest na El Camino Memorial Park&Mortuary w San Diego.
Po obu stronach asfaltowych alejek, po których poruszają się samochody, w zieloność murawy czasu do czasu usianą drzewami, wśród wielu innych, podobnych do siebie odnajdujemy tablicę Kazimierza Deyny. Poza żoną i synem miejsce te jednak odwiedzają Polacy. Wprawdzie nieliczni, bo odległość ogromna. Ale dzięki tym nielicznym, ale jakże wspaniałym ludziom odżywają wspomnienia p. Marioli.

Co mi pozostało?
Wspaniała przeszłość sportowa męża, okraszona jednak nienajlepszymi wspomnieniami okresu wyjazdu z Polski, kiedy z kilkoma dolarami w kieszeni, bo wojskowy klub „Legia” zabrał Kazikowi prawie wszystko, co wówczas udało mu się zarobić, wyruszyliśmy za granicę w niepewną przyszłość zawodowego sportowca. Ale po latach żale złagodniały. Piszę wspomnieniową książkę o mężu i naszej wspólnej drodze- mówi pani Mariola. Wstępnie dałam jej tytuł „ Ostatnie okruchy życia”. Życzliwi ludzi mi pomagają, bo jest to olbrzymi materiał. Mam już napisane 1200 stron (!), A wydaje się, że tak dużo mam jeszcze do powiedzenia.
Zdumiony a jednocześnie podbudowany tą niezwykłą i osobistą informacją składam pani Marioli serdeczne gratulacje i obiecujemy sobie, że przy następnej okazji ożywimy refleksje o znakomitym sportowcu Kazimierzu Deynie przy doskonałym kalifornijskim winie. Niekoniecznie w San Diego -dodaję- zapraszam do Polski.
Autor: Zbigniew (komandor) Jabłoński*

*Zbigniew (komandor) Jabłoński. Lekarz, oficer rez. MW, poeta, literat. Wydał 8 tomików poezji. Dwie powieści. Pierwsza " Przez Bałtyk po rekord świata" tematyka sportowo-morska opisuje wyczyn sztafety pływackiej Teresy Zarzeczańskiej na trasie Kołobrzeg-Bornholm. W aktualnie w dystrybucji (L&L) Gdańsk ul Budowlanych 64F) powieść współczesna " Notatnik Głupiego Palanta" (wojsko-seks-medycyna) wydawnictwo Finna, str 357, 36 kolorowych zdjęć. M.in. autor opisuje niesławną bitwę pseudofanów Arki Gdynia w której ginie jeden z jej kibiców. W San Diego autor przebywał z okazji kongresu naukowego lekarzy grających w tenisa ziemnego, gdzie we wrześniu b.r. dla ponad 200 lekarzy z całego świata wygłosił tekst " Serce w literaturze i medycynie", oczywiście po angielsku.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
pochmurnie

Temperatura: 6°CMiasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1032 hPa
Wiatr: 6 km/h

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: StanleyTreść komentarza: Tusk wielokrotnie dawał wyraz, delikatnie mówiąc, niechęci do tego co poleskie i patriotyczne. zgodzę sie z Sp. Alboinem, że każdy może sie pomylić, błądzić, natomaist rzesza gawiedzi, któej to nie przeszkadza, albo nawet sie PODOBA, powinna budzić przerażenie.Źródło komentarza: BEZ STRACHU. Albin Siwak o Doladzie Tusku - szokujące wspomnienieAutor komentarza: BogdanTreść komentarza: Oszukują i faszerują. Nie papryczkowe ani malinowe tylko pestycydowe...Źródło komentarza: Nowy test Fundacji Pro-Test: Wszystkie sprowadzane z zagranicy pomidory zawierały pestycydyAutor komentarza: Westlake LoanTreść komentarza: Jestem szczerze wdzięczny Panu za poprowadzenie mnie właściwą drogą, która umożliwiła mi dzisiaj otrzymanie pożyczki po tym, jak oszuści oszukali mnie z pieniędzy. Jeśli znalazłeś się w skomplikowanej sytuacji i chcesz uzyskać pożyczkę od osoby godnej zaufania i uczciwej, nie wahaj się skontaktować z WESTLAKE LOAN pod adresem: [email protected] Telegram___https://t.me/loan59Źródło komentarza: Mężczyzna chciał zabić żonę siekierą. Później popełnił samobójstwo.Autor komentarza: RamparamTreść komentarza: Biedny łoś... ale prawdziwe losie to urzędasy i weterynarze, którym jak widać się nie chciało zareagować. W sumie db że nikt nie zastrzelił zwierzaŹródło komentarza: Ranne zwierzę i „spychologia”. Nikt nie chciał pomóc łosiowi...Autor komentarza: RobTreść komentarza: Niech się sam utopi... Prawie dożywocie, w sume za głupote... Ludzie słabo wyceniają swoje zycie ;-1Źródło komentarza: Recydywista groził pobiciem i utopieniem. Grozi mu 18 lat za kratami
Reklama