Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 21:54
Reklama
Reklama

Strajk w Stoczni Gdańskiej. 20 sierpnia 1980 roku, siódmy dzień protestu: Janiszewski przynosi "Solidarność"

Wicepremier Tadeusz Pyka przebywał w Gdańsku już od sześciu dni. Robił, co mógł, by rozbić solidarność między załogami, skupionymi w Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym. Jednak wynik negocjacji był tak marny, że Pyka stracił w oczach robotników autorytet. Tymczasem młody grafik Jerzy Janiszewski namalował i przyniósł do Stoczni znak “Solidarności”.
  • Źródło: UM Gdańsk
Strajk w Stoczni Gdańskiej. 20 sierpnia 1980 roku, siódmy dzień protestu: Janiszewski przynosi "Solidarność"
  • 20 sierpnia, środa

Kiedy po raz pierwszy namalowany został znak "Solidarności"? Nawet jego autor Jerzy Janiszewski nie pamięta dokładnie. Najpewniej 19 lub 20 sierpnia. W środę, 20 sierpnia, pierwsze odbitki rozeszły się w Stoczni Gdańskiej jak przysłowiowe ciepłe bułeczki.

Od kilku dni pod bramy strajkującej stoczni przychodził tłum. Robotnicy wspierani byli na różne sposoby. Najczęściej dostawali jedzenie i kwiaty. Janiszewski, artysta grafik, był w tym tłumie, uległ entuzjazmowi zebranych ludzi. Postanowił, że da stoczniowcom coś wyjątkowego - znak, z którym będą mogli się identyfikować.

- Najpierw chciałem wykorzystać motyw stoczniowej bramy, ale okazało się, że nie wygląda to najlepiej - wspominał artysta.

Dlaczego nie wpadł od razu na oczywiste z dzisiejszej perspektywy hasło "Solidarność"? Rodzący się dopiero związek nie miał jeszcze żadnej nazwy. Janiszewski próbował więc najpierw z napisem MKS (Międzyzakładowy Komitet Strajkowy). Jego żona Krystyna zaproponowała, by z litery K wyprowadzić biało-czerwoną flagę. Taki projekt robił już niezłe wrażenie, ale nie był wystarczająco dobry.

Janiszewski przyjaźnił się wtedy z grupą gdańskich poetów. Spacerowali, dyskutowali, oglądali napisy na murach. To jeden z poetów zwrócił uwagę, że najczęściej powtarzającym się i odmienianym na różne sposoby słowem jest solidarność: "Jesteśmy solidarni", "solidarnie zwyciężymy" i podobne. Ponadto "Solidarność" to był tytuł biuletynu wydawanego w strajkującej stoczni.

Olśnienie przyszło w nocy, w mieszkaniu artysty na gdańskim osiedlu Morena, przy ulicy Marusarzówny. Janiszewski klęcząc nad białą kartką formatu A5, wymalował przy pomocy pędzla czerwoną farbą "Solidarność" - tak by to wyglądało na jeden, ciągły, ruch ręki. Następnie z litery "N" wyprowadził biało-czerwoną flagę. Uzyskany efekt był niesamowity - jakby idący tłum manifestantów z rewolucyjnym sztandarem.

Przed południem Janiszewski popędził z tą kartką do Stoczni Gdańskiej. Ludzie wzięli ten znak, jakby od dawna na niego czekali. Janiszewski przynosił w następnych dniach po 50-100 odbitek. Wszystkie rozchodziły się w mgnieniu oka. Artysta nawet się nie obejrzał, a znak żył już swoim życiem. Można go było zobaczyć wszędzie. Rozlepiany był na ulicznych słupach, widniał dumnie w klapie marynarki Lecha Wałęsy.

20 sierpnia stał się także dniem fiaska misji Tadeusza Pyki. Wicepremier próbował odciągnąć kilkanaście dużych zakładów od uczestnictwa w Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym. Przechwalał się swoimi wpływami na szczytach władzy, obiecał przedstawicielom robotników załatwienie przez rząd dwunastu punktów, uzgodnionych w trakcie negocjacji. Gdy o godz 14. przyszła odpowiedź z Warszawy, okazało się, że rząd spośród tych 12 punktów gotów jest zaakceptować zaledwie trzy: o fabrykach domów, o imporcie mięsa i o tym, że komitety mogą działać po zakończeniu strajku.

Delegaci zakładów zrozumieli, że ten napuszony wicepremier niewiele może. Poczuli się oszukani, postanowili wrócić do struktur MKS - tym bardziej, że coraz mocniej domagali się tego członkowie załóg.

- Wojna nerwów trwała. Podchodziliśmy pod bramę stoczni Remontowej i Północnej, przekonywaliśmy robotników, żeby się do nas przyłączyli - wspominał Wałęsa. - Niektórzy ich prosili, inni wyzywali od łamistrajków.

To był już koniec misji Tadeusza Pyki. Ostatnie spotkanie odbył w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Otrzymał polecenie powrotu do Warszawy.

Wyjazd Pyki nie oznaczał jednak końca próby sił między władzami PRL, a strajkującymi zakładami. Ruszył aparat propagandy: kontrolowana w całości przez komunistów telewizja przedstawiała informacje o stratach gospodarczych wywołanych strajkami. Lider prorządowych związków zawodowych Jan Szydlak określił strajk jako przejaw działań sił wrogich wobec polskiego państwa.

MO i SB przystąpiły do szykanowania delegatów komitetów strajkowych - rozpoznawano ich po biało-czerwonych flagach na samochodach. SB aresztowała ponad dwudziestu członków i współpracowników KOR.

Jednak z każdą godziną bunt się rozszerzał. Do strajków dołączyły Politechnika Gdańska, Uniwersytet Gdański oraz Opera Bałtycka i Filharmonia Bałtycka. MKS reprezentował już 304 zakłady.

Jan Paweł II w depeszy do prymasa Polski Stefana kard. Wyszyńskiego zapewnił o modlitwie, "aby Episkopat Polski ze swym Prymasem na czele (...) mógł również i tym razem dopomóc temu Narodowi w ciężkim zmaganiu się o chleb powszedni, o sprawiedliwość i zabezpieczenie jego nienaruszalnych praw do własnego życia i rozwoju".

  • 19 sierpnia, wtorek

Do akcji wkroczył wicepremier Tadeusz Pyka, którego Warszawa wysłała do Trójmiasta, by osobiście dopilnował rozwiązania kryzysowej sytuacji w Gdańsku. Ten zaczął grać na rozbijanie solidarności między strajkującymi zakładami, a kierownictwem MKS. Pyka przekonywał, że dla niego wszystkie postulaty są w zasadzie do załatwienia “od ręki”. W praktyce nie było to takie proste.

Wicepremier Tadeusz Pyka na Wybrzeżu przebywał już od piątku, 15 sierpnia. Pozostawał jednak w cieniu, osobiście do akcji wkroczył w poniedziałek, 18 sierpnia. Wyraźnie grał na rozbicie solidarności strajkujących zakładów, jednocześnie prezentując się jako równy chłop, który dużo może.

Pyka najpierw, za pośrednictwem sekretarzy zakładowych PZPR, wysyłał sygnały do komitetów strajkowych w poszczególnych zakładach, że oferuje korzystne porozumienie pod warunkiem odcięcia się od MKS, KOR i Ruchu Młodej Polski.

To swoiste „dziel i rządź” przyniosło efekty we wtorek, 19 sierpnia. Rano do rozmów z Pyką przystąpiły delegacje Stoczni Remontowej i Zarządu Portu Gdańsk.

Według relacji Wojciecha Giełżyńskiego i Lecha Stefańskiego, ówczesnych dziennikarzy „Polityki”, Pyka miał oczarować przedstawicieli strajkujących zakładów: „Panowie, ja tu przyjechałem nie dlatego, że mi kazano, ale na ochotnika, bo lubię Gdańsk. Zależy mi na tym, żeby sprawę rozwiązać jak należy, bo mnie boli, że doszło do strajków, do konfliktu. Chcę wszystko załatwić, i to szybko, ale będę siedział tak długo, póki nie załatwię wszystkiego do końca, choćby do grudnia albo do przyszłego roku”.

Potem Pyka przeleciał wzrokiem po liście 21 postulatów MKZ i stwierdził, że wszystkie są „w zasadzie do załatwienia”.

- Chcecie trzyletnich urlopów macierzyńskich? A może lepiej wybudować więcej żłobków? Policzymy, co wypadnie taniej” - mówił ze swadą.

Robotnicy wyszli z porannego spotkania uskrzydleni. Kolejną turę rozmów wyznaczono na godz. 21. Delegaci obiecali poinformować inne zakłady o efektach tego spotkania i nakłonić je do udziału w rozmowach z wicepremierem.

Wieczorem w Urzędzie Wojewódzkim na negocjacje z wicepremierem Pyką przyszło 16 delegacji (m.in. ze Stoczni Remontowej i Stoczni Północnej, zakładów rybnych i Portu Gdańsk). Nie tak wiele, bowiem do MKS w tym czasie należało już ok. 250 zakładów.

Wicepremier zaproponował, że skoro wszystko da się załatwić, to należy przerwać strajk i dopiero potem „omówić szczegóły”. Delegatom nie spodobał się ten pomysł. Zaczęli tłumaczyć, że i tak nie mogą wznowić pracy, póki strajkuje zrzeszona w MKS komunikacja miejska.

Pyka zaczął się przechwalać: „Wy nie wiecie, kto ja jestem. W Warszawie by wam powiedzieli, że Pyka to taka kosa, że jak się weźmie, wszystko załatwi. Mam upoważnienie od najwyższych władz”.

I dla potwierdzenia swojej pozycji w stolicy, wicepremier postanowił pokazać, jaki ma gest.

- Ja wiem, że u was w Gdańsku jest szczególnie ciężka sytuacja mieszkaniowa, że 120 tys. ludzi czeka na mieszkania - stwierdził Tadeusz Pyka. - Dobrze, damy wam dwie fabryki domów. Jedną normalną, na wielką płytę, a drugą francuską, na domki jednorodzinne, bardzo ładne domki. To was urządza?

Mówił też o zaopatrzeniu sklepów w mięso: „No tak, wiem, że u was jest źle. No, ale jest już decyzja o imporcie 60 tys. ton. Załatwione”.

Nie zapomniał również o wolnych sobotach: „Oczywiście. Nie ma sprawy. Będą. W sytuacji, gdy zaopatrzenia, surowców, energii brakuje, to będzie nawet gospodarczo korzystne”.

Pyka punkt po punkcie, przez całą noc, omówił z delegatami zakładów wszystkie postulaty. Skończyli o godz. 6 nad ranem. Wówczas dopisał jeszcze jedno zdanie: „Niniejsze porozumienie zostanie przedstawione do zatwierdzenia Radzie Ministrów”.

To wywołało protest delegatów. Zapowiedzieli, że nie przystąpią do pracy, póki nie dostaną na piśmie zgody rządu na obietnice wicepremiera. Pyka wysłał porozumienie do Warszawy. Był już ranek, zaczynała się środa, 20 sierpnia. Od odpowiedzi z Warszawy zależało, czy będzie to ostatni dzień strajku.

  • 18 sierpnia, poniedziałek

Wydawało się, że jest po strajku. Po wolnej niedzieli, 17 tysięcy stoczniowców przyszło z samego rana do pracy. Byli zadowoleni z tego, że w sobotę władze w zaskakująco łatwy sposób dały im wszystko, czego żądali: podwyżkę płac, zgodę na pomnik ofiar Grudnia ’70, przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy. Strajkujący otrzymali też gwarancje bezpieczeństwa. Tymczasem MKS na wejściu do stoczni wywiesił nowe 21 postulatów, które dotyczyły spraw podstawowych dla całej Polski.

Większość pracowników Stoczni Gdańskiej strajkowała w pierwszych dniach i niekoniecznie chciała dalej protestować, była bowiem zadowolona ze spełnienia przez władze wszystkich dotychczasowych żądań. Pojawienie się 21 postulatów MKS stwarzało zupełnie nową sytuację.

Nastąpiła decydująca próba sił. Kierownictwo stoczni próbowało namówić przybyłych do stoczni robotników do podjęcia normalnej pracy, zaś członkowie MKS przekonywali ich do strajku. Rano wcale nie było jeszcze oczywiste, czym się to skończy - ludzie byli niezdecydowani, co dalej robić. Na trzech wydziałach Stoczni Gdańskiej podjęto normalną pracę.

- Przemawiałem, wyłączaliśmy im maszyny, jak nie było już innego sposobu, zaczynałem śpiewać „Boże, coś Polskę...” - wspominał po latach Lech Wałęsa. - W końcu wygraliśmy.

Pod wieczór sytuacja była już zupełnie inna: Stocznia Gdańska stała w całości, a do MKS przyłączyło się kilkanaście zakładów pracy. Rozpoczęto zbiórkę pieniędzy na budowę pomnika stoczniowców, którzy zginęli w grudniu 1970 r., podczas tłumienia protestu przez wojsko i milicję.

Tym razem w Warszawie, na szczytach władz PZPR, użycie metod siłowych do zdławienia strajku w Stoczni uznano za wykluczone. 18 sierpnia towarzysz Stanisław Kania, szef zespołu, który miał przygotować strategię rozwiązania narastającego konfliktu społecznego, stwierdził podczas wewnętrznej partyjnej narady: „nie mamy żadnych realnych szans, jeśliby doszło do starcia.(...) Przeciwnik zazębiony jest z anarchią, a anarchia z tysiącami nieprzychylnymi nam”.

Podstawą do rozmów strajkujących z władzą stały się żądania Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Lista 21 postulatów była owocem gorącej dyskusji w gronie liderów strajku, w tym: Lecha Wałęsy, Bogdana Borusewicza, Andrzeja i Joanny Gwiazdów, Aliny Pienkowskiej, Bogdana Lisa. Ich treść spisano w niedzielę, 17 sierpnia, ale do publicznej wiadomości podane zostały w poniedziałek, 18 sierpnia. Ich treść w ostatecznym brzmieniu zredagował Bogdan Borusewicz.

Dziś jest to jeden z najważniejszych dokumentów XX w. - 21 postulatów MKS w 2003 r. wpisano na listę najważniejszych dokumentów historii ludzkości: Światowa Lista Dziedzictwa Kulturowego UNESCO - Pamięć Świata.

W dniach strajku w Stoczni wielkie znaczenie miało to, że cała lista 21 postulatów została spisana na wielkich sklejkowych tablicach. Zrobili to Arkadiusz Rybicki i Maciej Grzywaczewski, związani z Ruchem Młodej Polski. Tablice wywiesili na bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej w poniedziałek, 18 sierpnia 1980 roku.

Ciekawe są dalsze losy tego dokumentu i świadka historii. W pierwszą rocznicę podpisania porozumień - w 1981 r. - tablice zostały wypożyczone na wystawę do Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Znajdowały się tam do 14 grudnia 1981 r.

  1. po wprowadzeniu stanu wojennego dwaj pracownicy muzeum - Wiesław Urbański, przewodniczący zakładowej „Solidarności”, i Dariusz Chełkowski, kierowca w muzeum i także członek związku, wywieźli tablice. Urbański ukrył je w ściance działowej na strychu swojego domu we Wrzeszczu. Znajdowały się tam do 1996 r., kiedy to wróciły do Centralnego Muzeum Morskiego. Dziś - zgodnie z wolą Macieja Grzywaczewskiego i rodziny Arkadiusza Rybickiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej - tablice z postulatami sierpniowego strajku należą do Europejskiego Centrum Solidarności, gdzie są jednym z najważniejszych eksponatów wystawy stałej.

 

TREŚĆ 21 POSTULATÓW MIĘDZYZAKŁADOWEGO KOMITETU STRAJKOWEGO:

 

    1. Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych wynikających z ratyfikowanych przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy, dotyczących wolności związków zawodowych.
    2. Zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym.
    3. Przestrzegać zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań.
    4. Przywrócić do poprzednich praw: a) ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 r., studentów wydalonych z uczelni za przekonannia; b) zwolnić wszystkich więźniów politycznych (w tym Edmunda Zadrożyńskiego, Jana Kozłowskiego, Marka Kozłowskiego); c) znieść represje za przekonania
    5. Podać w środkach masowego przekazu informację o utworzeniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz publikować jego żądania.
    6. Podać realne działania mające na celu wyprowadzenie kraju z sytuacji kryzysowej poprzez: a) podanie do publicznej wiadomości pełnej informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej; b) umożliwienie wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestniczenie w dyskusji nad programem reform
    7. Wypłacić wszystkim pracownikom biorącym udział w strajku wynagrodzenie za okres strajku - jak za urlop wypoczynkowy, z funduszu CRZZ
    8. Podnieść zasadnicze uposażenie każdego pracownika o 2000 zł na miesiąc, jako rekompensatę dotychczasowego wzrostu cen
    9. Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza
    10. Realizować pełne zaopatrzenie rynku wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko nadwyżki
    11. Znieść ceny komercyjne oraz sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym
    12. Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych, zlikwidowanie specjalnych sprzedaży itp.
    13. Wprowadzić na mięso i jego przetwory kartki - bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku)
    14. Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 55 lat, a dla mężczyzn do lat 60 lub przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek
    15. Zrównać renty i emerytury starego portfela do poziomu aktualnie wypłacanych
    16. Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczną osobom pracującym
    17. Zapewnić odpowiednią ilość miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących
    18. Wprowadzić urlop macierzyński płatny przez okres trzech lat na wychowanie dziecka
    19. Skrócić czas oczekiwania na mieszkania
    20. Podnieść diety z 40 zł na 100 złotych i dodatek za rozłąkę
    21. Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy

  • 17 sierpnia 1980

W niedzielnej mszy uczestniczyło kilkuset robotników ze Stoczni Gdańskiej i około tysiąca z sąsiedniej, Remontowej. Przyszło też kilka tysięcy gdańszczan - w tym część stoczniowców, którzy dzień wcześniej zakończyli strajk. Zaraz potem na miejscu, gdzie dziś stoi pomnik ofiar Grudnia, stoczniowcy wkopali drewniany krzyż.

Tego dnia strajk mógł zgasnąć i nigdy nie doprowadzić do tego, co dziś nazywamy Sierpniem. W Stoczni Gdańskiej po sobotnim porozumieniu z dyrekcją zostało zaledwie kilkuset robotników. Ale była niedziela, więc wojewoda gdański, by pokazać dobrą wolę władz, zgodził się na odprawienie mszy świętej w zakładzie - i to był poważny błąd.

Warto sobie dobrze uświadomić okoliczności: do tego dnia nikt z mieszkańców nie podchodził jeszcze do bram stoczni. Liczba kilkuset robotników, którzy zostali w zakładzie, stanowiła garstkę - w porównaniu z kilkunastoma tysiącami w pierwszych trzech dniach.

Noc z soboty na niedzielę (16/17 sierpnia) była trudna. Ci, którzy zostali w stoczni, mieli świadomość, że grają niebezpiecznie - łamali przecież zawarte w sobotę porozumienie, w którym władze spełniły wszystkie ich postulaty. Strajk solidarnościowy mógł zakończyć się fiaskiem, nikt nie miał pewności, jaki będzie przebieg strajków w innych zakładach, czy nie zgasną.

Międzyzakładowy Komitet Strajkowy jeszcze w sobotę wieczorem zaczął się zastanawiać, jak przetrwać niedzielę. Doszli do wniosku, że szansą byłaby msza święta na terenie zakładu. Stoczniowcy w zdecydowanej większości wywodzili się z konserwatywnych środowisk wiejskich, niedzielna wizyta w kościele była ważną częścią ich życia, w pewnym sensie deklaracją ograniczonego zaufania do “komuchów”.

- Liczyłem, że msza święta przyciągnie ludzi i umocni strajkującą załogę - potwierdza po latach Bogdan Borusewicz.

Prościej było to wymyślić, niż doprowadzić do realizacji. Kościół nie szukał zwady z władzami, wśród biskupów dość powszechnie znana była nieufność prymasa Stefana Wyszyńskiego do buntów, które mogłyby pociągnąć za sobą rozlew krwi. Był to skutek tragedii jakie kolejno nawiedzały polskie społeczeństwo, począwszy od wybuchu wojny, poprzez powstanie warszawskie, czasy stalinizmu i Grudzień. Prymas Stefan Wyszyński znał brutalność komunistów od ćwierćwiecza, nie chciał kolejnych ofiar.

Do biskupa Lecha Kaczmarka, ordynariusza diecezji gdańskiej, w sobotę wieczorem udała się delegacja z Anną Walentynowicz na czele. Usłyszeli, że tego nie da się zrobić bez zgody Tadeusza Fiszbacha, I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR.

Gdy dotarli do Fiszbacha, ten umył ręce: „Ja mam o tym decydować? Ludzie, ja jestem pierwszym sekretarzem partii, a nie biskupem! Idźcie do wojewody”.

Wojewoda Jerzy Kołodziejski po chwili wahania zgodził się. W tej sytuacji, późno w nocy biskup wydał polecenie odprawienia mszy mało komu znanemu ks. Henrykowi Jankowskiemu, proboszczowi parafii, której teren przylegał do stoczni.

W niedzielnej mszy uczestniczyło kilkuset robotników ze Stoczni Gdańskiej i około tysiąca z sąsiedniej, Remontowej. Przyszło też kilka tysięcy gdańszczan - w tym część stoczniowców, którzy dzień wcześniej zakończyli strajk. Rozmawiali między sobą. Po mszy św. w miasto poszedł nie do końca zgodny z prawdą komunikat, że Kościół popiera strajkujących przeciwko "komuchom".

Zaraz potem na miejscu, gdzie dziś stoi pomnik ofiar Grudnia, stoczniowcy wkopali drewniany krzyż.

 

Codziennie - do 31 sierpnia - przypominamy kolejne dni strajku w Stoczni Gdańskiej sprzed 40 lat: dzień po dniu. Strajku, który zmienił Polskę i Europę, którego zwieńczeniem było powstanie NSZZ Solidarność.

  • 16 sierpnia 1980

Do szybszego negocjowania ze zbuntowaną załogą Stoczni Gdańskiej władze PRL zostały zdopingowane informacjami z piątku, 15 sierpnia - o rozszerzaniu się strajków na inne zakłady pracy w Trójmieście. Biuro Polityczne KC PZPR w Warszawie już 14 sierpnia uznało sytuację w Gdańsku za niezwykle poważną - świadczą o tym protokoły z posiedzeń tego gremium. Zdecydowano o natychmiastowym powiadomieniu o wszystkim Edwarda Gierka, który spędzał urlop na Krymie, w gościnie u radzieckich towarzyszy. I sekretarza trzeba było w trybie alarmowym sprowadzić do kraju. W sobotę, 16 sierpnia, Biuro Polityczne KC PZPR obradowało już z udziałem Gierka. Partyjne kierownictwo powołało zespół koordynujący działania władz centralnych, zmierzające do zlikwidowania strajku. Na jego czele stanął towarzysz Stanisław Kania. I od razu warto podkreślić, że w Komitecie Centralnym PZPR też dobrze pamiętano "lekcję" Grudnia (za sprawą której Gierek doszedł do władzy) - w wewnętrznej dyskusji szybko wyklarowało się stanowisko, że strajk ma być jak najszybciej zakończony, ale bez użycia siły, wyłącznie metodami pokojowymi.

To wszystko działo się jednak w Warszawie, za kulisami niedostępnymi dla strajkujących w Stoczni Gdańskiej. Przeciwko sobie, przy stole negocjacyjnym, mieli lokalnych przedstawicieli władz: I sekretarza KW PZPR Tadeusza Fiszbacha i dyrektora zakładu, Klemensa Gniecha.

Tak więc załoga Stoczni Gdańskiej tego dnia w zaskakująco łatwy sposób dostała wszystko, czego żądała. Przedstawiciele władz zgodzili się na: podwyżki, pomnik ofiar Grudnia ’70, przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy. Strajkujący otrzymali też gwarancje bezpieczeństwa. Ustalono, że w ciągu dwóch tygodni stoczniowcy dostaną wyczerpującą odpowiedź na pozostałe postulaty dotyczące m.in.poprawy zaopatrzenia rynku i zniesienia cen komercyjnych.

150-osobowy Komitet Strajkowy nie dostał tego wszystkiego na piśmie, ale uznał otrzymane zapewnienia za wiarygodne i głosował za zakończeniem strajku. Było to o tyle łatwe, że - przypomnijmy - dyrektor stoczni, Klemens Gniech dzień wcześniej użył sprytnego manewru: zakwestionował mandat 20-osobowego Komitetu Strajkowego do prowadzenia negocjacji i zażądał dokooptowania do niego dodatkowych przedstawicieli stoczniowych wydziałów. W ten sposób do współdecydowania o losach strajku dołączyło wielu starszych stoczniowców, którzy bali się władz, pamiętali o tragedii Grudnia i jak najszybciej chcieli bezpiecznie wrócić do domu.

Wałęsa o godz. 14.17 zwrócił się do strajkujących przez mikrofon: „Czy nikt nie będzie miał żalu i pretensji do mnie, jeśli ogłoszę, że strajk skończyliśmy? Czy mnie słychać? Czy kończyć?”. Odpowiedziały mu oklaski i okrzyki triumfu. W tej sytuacji nie pozostawało mu już nic innego, jak stwierdzić: „Stoczniowcy! Delegaci i Komitet Strajkowy uważają, że mamy, co chcieliśmy. Dziękuję wam za wytrwanie. Ze stoczni, jak obiecałem, wyjdę ostatni. Ja ogłaszam, że podstawowe sprawy zostały rozwiązane. Nadszedł moment zakończenia naszych zmagań. Pozwalam do osiemnastej wszystkim opuścić stocznię”.

- Sytuacja była fatalna. Komitet ułożony przez Gniecha zakończył strajk, stoczniowcy zbierają się do domu, a na Sali BHP wysłannicy ze strajkujących jeszcze zakładów zarzucają nam zdradę - wspominał po latach Bogdan Borusewicz, główny organizator strajku.

Tramwajarka Henryka Krzywonos, delegatka Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, która miała kluczowy udział w sparaliżowaniu przez strajk gdańskiej komunikacji miejskiej krzyczała: „Bez was wyduszą nas jak pluskwy!”.

Gdy Wałęsa zorientował się w sytuacji, zapytał Borusewicza: „Bogdan, co robimy?”. W odpowiedzi usłyszał: “Nie wiem, naprawdę nie wiem”.

I wtedy Wałęsa ogłosił: „Zaczynamy strajk solidarnościowy”.

Wałęsa i Borusewicz pozbyli się z Komitetu Strajkowego wszystkich niepewnych i niezdecydowanych.

Ok. godz. 15.00 robotnicy w najlepsze opuszczali już teren stoczni. Nie można było do nich zaapelować, by tego nie robili, bowiem dyrekcja zamknęła zakładowy radiowęzeł. Członkowie Komitetu rzucili się do bram, aby powstrzymać stoczniowców przed wyjściem do domu i poinformować ich o nowym strajku. Szczególnie aktywne były Ewa Osowska, Alina Pienkowska i Anna Walentynowicz.

Andrzej i Joanna Gwiazdowie, Bogdan Lis oraz Maryla Płońska zakładowym „Żukiem” Elmoru objechali wówczas kilka najważniejszych zakładów, wzywając do kontynuowania walki i zjednoczenia wszystkich strajkujących załóg. Do Stoczni Gdańskiej przybyli przedstawiciele 21 strajkujących zakładów Trójmiasta.

Następnego dnia ukonstytuował się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, złożony już tylko z ludzi, którym można było ufać.

Jednak wieczorem w stoczni było najwyżej kilkuset robotników.

  • 15 sierpnia 1980

Negocjacje pomiędzy 20-osobowym Komitetem Strajkowym z Lechem Wałęsą na czele a dyrektorem stoczni Klemensem Gniechem rozpoczęły się już po kilku godzinach od wybuchu strajku, 14 sierpnia. Prowadzone były w Sali BHP i pierwszego dnia, późnym wieczorem, zakończyły się fiaskiem.

Kontrolowane przez PZPR trójmiejskie gazety zdawkowo informowały o początku strajku. Nigdzie jednak to słowo nie padało. Informowano o „przerwach w pracy”. „W niektórych zakładach i przedsiębiorstwach mają miejsce przerwy w pracy, w czasie których wysuwane są postulaty płacowe, a także dotyczące norm i organizacji pracy oraz zaopatrzenia” - pisał „Wieczór Wybrzeża”. Przy informacji znajdował się krótki komentarz: „Przerwy w pracy napawają troską, utrudniają bowiem i tak już niełatwą sytuację gospodarczą, zmniejszają rozmiary produkcji towarów i usług, które są nam wszystkim potrzebne, których poszukujemy w sklepach. (...) Dyskusje są bowiem pożyteczne wtedy, gdy nie zakłócają pracy, tak potrzebnej krajowi, całemu społeczeństwu”.

Tego dnia, dyrektor Gniech podjął sprytną próbę osłabienia strajku. W trakcie rozmów oświadczył: „Ten Komitet nie jest reprezentatywny. Czy załoga mnie słyszy? Proponuję, aby każdy wydział wybrał jeszcze po trzech przedstawicieli”.

Negocjacje były transmitowane przez zakładowy radiowęzeł, słyszeli je wszyscy uczestnicy strajku. Załoga zareagowała na słowa dyrektora oklaskami. Skutek był taki, że organizatorzy strajku musieli zgodzić się na dokooptowanie dodatkowych ludzi. Przeprowadzono błyskawicznie wybory, po których w Komitecie Strajkowym znalazło się wielu starszych robotników - w tym doświadczonych przez tragedię Grudnia - którzy władz po prostu się bali i byli gotowi poprzestać na postulatach płacowych. Nowy Komitet Strajkowy liczył już nie 20, ale 150 osób.

Strajk powoli rozlewał się na inne zakłady pracy w Trójmieście. Za sprawą emisariuszy wysyłanych ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina, stanęła Stocznia im. Komuny Paryskiej w Gdyni, a także Stocznia Północna i Stocznia Remontowa w Gdańsku. Strajk rozpoczął się także w Elmorze, sąsiadującym ze Stocznią Gdańską.

Protest stał się widoczny na ulicach Gdańska, bowiem stanęła komunikacja miejska: autobusy i tramwaje.

Spędzający urlop na Krymie lider PZPR, Edward Gierek, został poinformowany o rozwoju sytuacji w Trójmieście. Kazał pakować walizki i wieźć się na lotnisko.

  • 14 sierpnia 1980

“Mózgiem” i organizatorem gdańskiego strajku był Bogdan Borusewicz - członek opozycyjnego Komitetu Obrony Robotników (KOR), który jeszcze jako licealista rozpoczął swoją osobistą walkę przeciwko komunistycznym władzom, za co na półtora roku zamknięto go w więzieniu (lata 1968-69).

W czwartek 14 sierpnia 1980 r. robotnicy Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński we wczesnych godzinach porannych wywołali akcję strajkową na terenie wydziałów K-1, K-3, C-5 Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Protest rozszerzył się na tzw. wydziały silnikowe, a w południe strajkowało już 12 tysięcy pracowników spośród 17-tysięcznej załogi zakładu. Zwołano wiec, na którym ogłoszone zostały żądania:

      • przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy
      • budowy pomnika ofiar Grudnia 70
      • zagwarantowania bezpieczeństwa strajkującym
      • podwyżki płac
      • dodatku drożyźnianego i rodzinnego odpowiadających wysokości zasiłków funkcjonariuszy MO i SB.

Do protestujących dołączył Lech Wałęsa - zwolniony z pracy w Stoczni Gdańskiej w 1976 roku. Robotnicy rozpoczęli okupację zakładu. Wałęsa został przywódcą strajku.


W sierpniu 1980 r., i w kolejnych miesiącach, nikt nie wyobrażał sobie obalenia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, ani tym bardziej likwidacji porządku jałtańskiego w Europie - a do tego po latach doprowadziły per saldo strajki Sierpnia.

Pierwotnie był to bunt przeciwko rządowym podwyżkom cen żywności, do którego stopniowo dołączano postulaty o charakterze pracowniczym i społecznym. Strajkującym chodziło o polepszenie warunków życia w kraju, jak wówczas mówiono: “o socjalizm z ludzką twarzą”. Dlaczego nie więcej? Wszyscy byli świadomi politycznej i militarnej potęgi komunistycznej Rosji (ZSRR), która od zakończenia II wojny światowej decydowała o kształcie zależności politycznych, wojskowych i gospodarczych w Polsce, a także w innych krajach Europy Wschodniej. Wciąż świeża była pamięć o tragedii Grudnia 1970 r., kiedy to bunt robotników przeciwko rządowym podwyżkom cen mięsa został krwawo stłumiony w Gdyni, Gdańsku, Elblągu i Szczecinie przez Milicję Obywatelską i Ludowe Wojsko Polskie (po decyzjach i poleceniach kierownictwa Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej).

Właśnie z powodu “lekcji” Grudnia, robotnicy zdecydowali 14 sierpnia 1980 r., że nie wyjdą z protestem na ulice Gdańska, ale zamienią teren stoczni w swoją “twierdzę” - co określane jest dzisiaj jako strajk okupacyjny.

 

Jak wyglądała sekwencja wydarzeń, które poprzedziły wybuch strajku w Stoczni Gdańskiej?

      • 1 lipca

Rząd PRL wprowadził podwyżki cen niektórych gatunków mięsa i wędlin. Państwowe media (innych wówczas w Polsce nie było) przedstawiały to jako "rozszerzenie sprzedaży komercyjnej". Decyzję firmował rząd, ale w ówczesnych realiach ustrojowych oczywiste było, że podjęło ją kierownictwo “przewodniej siły narodu” - Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, z I sekretarzem Edwardem Gierkiem na czele. Skutki podwyżek szybko dały o sobie znać w zakładowych bufetach i stołówkach. Doszło do buntu załóg niektórych zakładów pracy (m.in. w WSK PZL-Mielec, POMET w Poznaniu i Transbud w Tarnobrzegu).

      • 3 lipca

Zaczęły się mnożyć sygnały o strajkach w kolejnych zakładach pracy. Informacje nie pojawiały się w legalnym obiegu medialnym, kontrolowanym przez rząd, ale przekazywane były pocztą pantoflową i nagłaśniane przez Radio Wolna Europa, nadające z Zachodu. Komitet Samoobrony Społecznej "KOR" przestrzegł przed "takimi formami protestu, które mogą być wykorzystane przez władze". Żądania strajkujących dotyczyły głównie podwyżek płac, które by rekompensowały wzrost kosztów utrzymania.

      • 8 lipca

Strajk w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL Świdnik. Obok postulatów ekonomicznych pojawiły się żądania o charakterze pracowniczym. Strajk w Świdniku rozpoczął falę strajkową na Lubelszczyźnie, która trwała do 25 lipca. Tzw. Lubelski Lipiec ‘80 objął 150 zakładów. Szczególnie dotkliwe dla władz były strajki kolejarzy i komunikacji miejskiej w Lublinie.

      • 18 lipca

Strajk generalny w Lublinie.

      • 20 lipca

Strona rządowa podpisała ze strajkującymi załogami zakładów na Lubelszczyźnie porozumienia, gwarantujące podwyżki płac.

      • 7 sierpnia

Wzrost nastrojów strajkowych wśród części załogi Stoczni Gdańskiej. Powód: na kilka miesięcy przed emeryturą zwolniono z pracy Annę Walentynowicz, działaczkę nielegalnych Wolnych Związków Zawodowych, funkcjonujących poza kontrolą komunistycznych władz. Walentynowicz była zatrudniona jako suwnicowa, miała 30-letni staż pracy.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 11°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1009 hPa
Wiatr: 28 km/h

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: StanleyTreść komentarza: Tusk wielokrotnie dawał wyraz, delikatnie mówiąc, niechęci do tego co poleskie i patriotyczne. zgodzę sie z Sp. Alboinem, że każdy może sie pomylić, błądzić, natomaist rzesza gawiedzi, któej to nie przeszkadza, albo nawet sie PODOBA, powinna budzić przerażenie.Źródło komentarza: BEZ STRACHU. Albin Siwak o Doladzie Tusku - szokujące wspomnienieAutor komentarza: BogdanTreść komentarza: Oszukują i faszerują. Nie papryczkowe ani malinowe tylko pestycydowe...Źródło komentarza: Nowy test Fundacji Pro-Test: Wszystkie sprowadzane z zagranicy pomidory zawierały pestycydyAutor komentarza: Westlake LoanTreść komentarza: Jestem szczerze wdzięczny Panu za poprowadzenie mnie właściwą drogą, która umożliwiła mi dzisiaj otrzymanie pożyczki po tym, jak oszuści oszukali mnie z pieniędzy. Jeśli znalazłeś się w skomplikowanej sytuacji i chcesz uzyskać pożyczkę od osoby godnej zaufania i uczciwej, nie wahaj się skontaktować z WESTLAKE LOAN pod adresem: [email protected] Telegram___https://t.me/loan59Źródło komentarza: Mężczyzna chciał zabić żonę siekierą. Później popełnił samobójstwo.Autor komentarza: RamparamTreść komentarza: Biedny łoś... ale prawdziwe losie to urzędasy i weterynarze, którym jak widać się nie chciało zareagować. W sumie db że nikt nie zastrzelił zwierzaŹródło komentarza: Ranne zwierzę i „spychologia”. Nikt nie chciał pomóc łosiowi...Autor komentarza: RobTreść komentarza: Niech się sam utopi... Prawie dożywocie, w sume za głupote... Ludzie słabo wyceniają swoje zycie ;-1Źródło komentarza: Recydywista groził pobiciem i utopieniem. Grozi mu 18 lat za kratami
Reklama