Ojciec rozpoczął służbę od uruchomienie nieczynnej kuźni. Brat Kazimierz (14 lat) został zatrudniony przy koniach. Obowiązek pracy nie dotyczył tylko kobiet. Matka za namową sąsiadek uczestniczyła w pracach pałacu: praniu, malowaniu, prasowaniu. Krótko po naszym przybyciu do majątku skierowani zostali Polacy z obozów jenieckich i tak:
- do kuźni - marynarza - palacza ze zbombardowanego okrętu Wicher;
- do nieczynnej obok kuźni stolarni - żołnierza z wojsk lądowych ze specjalnością kołodziej;
- do pracy w oborze krów dojrzałych - żołnierza - rolnika o imieniu Bolek (pochodził z włocławskiego).
Odwiedzał czasami rodzinę w godzinach popołudniowo-wieczornych, gdzie został poczęstowany smażonymi ziemniakami z jajkami (sadzone), a do popicia dano mu maślankę. Słowem pycha!
Także w maju 1940 r. trafia tam do pracy 10-osobowa rodzina z Rożnowa, powiat Chełmno – pomorskie. Musieli opuścić swoje gospodarstwo w przeciągu 15 minut. Wyładowani zostali na stacji Anklam.
W 1940 r. po przegranej przez Francję wojnie do majątku trafił jeden żołnierz francuski, a po zwycięstwach niemieckich wojsk na wschodzie – trafiła z kolei grupa jeńców rosyjskich. Byli oni skoszarowani w pomieszczeniach ogrodzonych drutem kolczastym i pilnowani przez starszych wiekiem żołnierzy Wermachtu (tzw. Wachtmanów). Po klęsce wojsk Mussoliniego do pracy trafili także jeńcy włoscy. Zaobserwowałem, że ci w niedzielę wychodzili na łąki i wycinali niekwitnące jeszcze mlecze, płukali to pod pompą i w dużych naczyniach mieszali z oliwą, a następnie spożywali jako sałatę.
Tak w sumie na majątku znalazła się tania siła robocza z różnych stron Europy.
Pracownicy majątku mieszkali w budynkach zwanych trojakami. Równolegle do tych budynków pobudowane były budynki gospodarcze, przeznaczone na chlewy, kurniki, ubikacje. Odległość budynku mieszkalnego od gospodarczego wynosiła zaledwie 3 metry. Moja rodzina otrzymała mieszkanie środkowe z wejściem do mieszkania przez kuchnię, a te z kolei na wysokości wejścia do chlewa i ubikacji. Nie pozostało to bez wpływu na chmary much w kuchni, ale z tym trzeba było sobie jakoś radzić. Kuchnia była stosunkowo duża - sam piec z piekarnikiem, ze stołem i ławkami. Rodzina mogła wspólnie spożywać posiłki. Opału do piekarnika nie brakowało, bo ojciec opału do jego uruchomienia dostarczał ze złamanych dyszli (drzewo dębowe), które po cięciu na kawałki przynosił do domu pod marynarką założona na lewą rękę.
Wielkanoc 1940 r. poprzedziło malowanie jaj, które w drugim dniu Świąt zostały ukryte i trzeba je było odszukać. Brylował w tym Kazik znalazł ich najwięcej, ale w sumie potem i tak wszyscy się nimi posilili. Piekarnik w tym czasie był już czynny i drożdżówka z kruszonką oraz babką uzupełniały świąteczny nastrój...
Święta Bożego Narodzenia 1940 r. poprzedzały przygotowania przedświąteczne. Gromadziliśmy papiery kolorowe, bibuły, nici słomy... Sam szpic do choinki został przygotowany przez ojca Kazika, który skręcił drut, a następnie wyciął z tektury gwiazdy i okleił ją srebrnym papierem. Jedynie podstawy na świeczki były oryginalne, pozyskane z innych źródeł. Na tak wystrojoną choinkę mama poprosiła sąsiadkę p. Auras. Gdy to zobaczyła zdumiona rzekła „Ale das ist schön". Na Wigilie tata poprosił p: Volkmana o odegranie Gwiazdora. Ubrał go w maskę, kolorową myckę i wywrócony zimowy kożuch furmana oraz rózgę. Pomógł podnieść na plecy worek z prezentami i wskazał miejsce gdzie czekają dzieci. W tym worku był pociąg - lokomotywa i wagoniki towarowe. Był to prezent przygotowany w kuźni przez Kazika i ojca - z surowców: drewna i prętów na osie. Kola wytoczono na tokarce. Jak opuścił pokój, to w kuchni rozbierając się zapytał wprost:
- Alosz - Wer hat das gemacht! (Alosz kto to zrobił?)
Ojciec na to: Kazmir und Ich! Das ist unmüglich. (- Kazmier i ja. - To jest niemożliwe!)
(kolejna część w przyszłym nr GT)
opr. (tomm)/Zenon Weiss
Fot. Wolna domena/Archiwum Zenon Weiss
Napisz komentarz
Komentarze