3 lipca w mieszkającej w Pucku rodzinie zastępczej, opiekującej się piątką powierzonych i dwójką własnych dzieci, doszło do śmierci 3-letniego chłopca. 12 września w tej samej rodzinie zmarła jego 5-letnia siostra. Rodzice zastępczy: 32-letnia Anna C. oraz 39-letni Wiesław C. utrzymywali, że były to wypadki. Jednak prokuratura w Pucku ustaliła, że dzieci zmarły wskutek pobicia. Opiekunowie usłyszeli zarzuty, przyznali się do winy i zostali aresztowani. Kobiecie grozi dożywocie. Mężczyźnie do 10 lat więzienia.
Wątpliwości do zbadania
Rodzina zastępcza prowadzona przez małżeństwo C. pozostawała pod opieką Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku.
Okoliczności śmierci dzieci badają: pucka prokuratura oraz przedstawiciele rzecznika praw dziecka Marka Michalaka. Rzecznik zapowiedział, że chce skontrolować instytucje odpowiedzialne za nadzorowanie pracy rodziny zastępczej, w której doszło do tragedii, a także czynności podejmowane przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości.
Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk, w trakcie badania przez prokuraturę okręgową akt prowadzonego przez jednostkę w Pucku śledztwa ws. śmierci dzieci "powstały wątpliwości co do rzetelności i staranności przy doborze przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku rodzin mogących stanowić rodziny zastępcze, jak i sposobu sprawowania przez Centrum kontroli nad wykonywaniem przez rodziny zastępcze opieki nad dziećmi".
Działania Centrum "były prawidłowe"?
W rozmowie z reporterem PAP dyrektor puckiego PCPR Beatą Kryszak powiedziała, że wszystkie działania podjęte przez Centrum "były prawidłowe". Wyjaśniała, że rodzina C. przeszła w 2010 r. odpowiednie szkolenie i spełniała wszelkie wymogi, a piątka dzieci została powierzona jej opiece w styczniu tego roku i były to pierwsze dzieci, które trafiły do tej rodziny. Twierdzi, że od stycznia rodzinę C. odwiedzał koordynator rodzinnej opieki zastępczej. To były wizyty przynajmniej raz w tygodniu i w niezapowiedzianych porach - powiedziała. Pracownicy Centrum ani koordynator nie zauważyli niczego nieprawidłowego w rodzinie zastępczej prowadzonej przez małżeństwo C. Żadnych zastrzeżeń nie zawierała także opinia ze szkoły, do której chodziło dziecko naturalne państwa C. i jedno z powierzonych dzieci.
Dyrektorka PCPR stwierdza, że nie ma sobie ani swoim pracownikom nic do zarzucenia. ”Nie będę przepraszać za to co się stało, bo nie czuję się winna. Zrobiliśmy wszystko, co do nas należało…”
Babcia wyśmiewana, poniżana
Babcia zakatowanego Kacperka błagała prokuratora, kuratora i urzędników Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku, by ratowali resztę dzieci. Jak donosi „Super Express” babcia robiła wszystko, aby odebrać rodzicom zastępczym prawa do wychowywania dzieci. Nikt z nich nie kiwnął nawet palcem.
Załamana babcia zdecydowała się ujawnić rozmowy z urzędnikami, kuratorem i prokuratorem nagrane na telefon komórkowy. „Z rozmów tych aż bije buta, chamstwo i absolutny brak kompetencji urzędników”. Jedna z pracownic PCPR próbuje wmówić kobiecie, że takie rzeczy jak śmierć 3-latka mogą się zdarzyć w każdej rodzinie. - Ta pani przeżyła wielką tragedię - mówiła urzędniczka o kobiecie, która - jak się później okazało - zabiła dwoje dzieci!
Chrzestni: urzędnicy o wszystkim wiedzieli
Dzieci miały siniaki, a urzędnicy o wszystkim wiedzieli – relacjonują reporterzy "Super Expressu" którzy dotarł do rodziców chrzestnych rodzeństwa, które trafiło "pod opiekę" morderczej rodziny zastępczej. Twierdzą, że jeszcze przed śmiercią Kacperka alarmowali kuratora i pracowników PCPR, że w rodzinie zastępczej dzieje się coś złego.
„Zaczęliśmy niepokoić się o los dzieci, gdy ich opiekunowie nie chcieli nas wpuścić na odwiedziny” powiedziała w „SE” matka chrzestna jednego z piątki dzieci.
Z kolei matka chrzestna 6-letniej Oli, Monika D. opowiada, że zauważyła u Klaudii siniaki. Gdy zapytała matki zastępczej, co się stało? Uzyskała odpowiedź, że dziecko się przewróciło. Kobieta opowiada, że razem z matką biologiczną były w Pucku i złożyły oficjalną skargę w ośrodku, który umieścił dzieci w rodzinie zastępczej. Nic to nie dało. - Gdyby potraktowano nas poważnie, to te dzieci by żyły - dodaje Anna J.
Zarzuty usłyszy wiele osób
Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że w sprawie o zabójstwo dwójki dzieci w rodzinie zastępczej z Pucka nie wyklucza, że zarzuty usłyszy wiele osób. Ocenił, że było błędem przydzielenie sprawy pierwszego z dwu zmarłych dzieci asesorowi prokuratorskiemu.
Rodzina zastępcza dla zysku
Rodzina zastępcza z Pucka, w której zginęli chłopczyk i dziewczynka nie kierowała się dobrem dzieci, ale chęcią zysku. Tak uważa Beata Łozowska, pracownik socjalny od kilkunastu lat odwiedzającym i kontrolującym rodziny zastępcze (źróło: Interia). Według niej małżeństwo prawdopodobnie od początku mogło oszukiwać i nie miało czystych intencji, przyjmując do swojego domu piątkę rodzeństwa. Dodała, że zdarzają się skrajne przypadki, w których rodziny zastępcze traktują opiekę nad dziećmi jako sposób zarabiania pieniędzy.
Łozowska uważa, że coraz częściej zdarzają się przypadki przemocy, agresji i znęcania się nad dziećmi i kobietami.
Napisz komentarz
Komentarze