To już czternasta odsłona wydarzenia, które z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością. W 2002 roku próbę przejścia przez Zatokę Pucką podjęło czterech śmiałków, a w ubiegłym roku w przemarszu wzięło udział 100 osób. Chętnych jest znacznie więcej, dlatego od pewnego czasu konieczne jest losowanie.
W tym roku elektroniczne zapisy trwały od lutego do końca maja. Łącznie wpłynęło 1600 zgłoszeń. Jest to absolutny rekord. Dla porównania, przed rokiem było to ponad 900 chętnych - tłumaczy Radosław Tyślewicz. Wybieramy niestety tylko setkę, według określonych pul. Jest zagwarantowana liczba miejsc dla nowych uczestników, weteranów oraz ratowników wodnych. Ostatnie miejsca zostawiamy dla tych, którzy wierzą w swoje szczęście, czyli 10-ciu osób, które w sobotę o godzinie 8.00, pojawią się w biurze zawodów w Kuźnicy - dodaje pomysłodawca marszu.
Marsz Śledzia składa się z czterech części. Pierwszy jest etap wiary, kiedy uczestnicy wchodzą do wody i stopniowo oddalają się od brzegu, a po przejściu 500 metrów zaczynają płynąć, nie mając pewności kiedy znowu poczują dno. Potem przychodzi czas na Syndrom Mojżesza i Mewi Ryf. Na środku zatoki śledzie chodzą w wodzie po kolana, a nawet po suchym lądzie i poznają jego mieszkańców - mewy, kormorany i wraki, w tym wrak okrętu podwodnego. Następnie przychodzi moment Próby. Każdy uczestnik zjada specjalnie przyrządzonego śledzia i marynarski napój na pokrzepienie przed ostatnim etapem, nazwany... Byle do brzegu. Tutaj uczestnicy muszą pokonać sztuczny przekop w mieliznach, który w zależności od stanu wody waha się od 700 do 1400 metrów szerokości.
W tym roku maszerującym będą towarzyszyły rybackie łodzie, które wypłyną z Kuźnicy i Rewy. Finisz marszu ma miejsce na rewskim Szperku.
Napisz komentarz
Komentarze