Naczelna Rada Aptekarska domaga się zniesienia kar dla farmaceutów, którzy realizują niewłaściwie wypisane recepty. Stąd 16 stycznia rozpoczął się protest aptekarzy – również w Malborku - którzy domagają się właśnie odstąpienia od tych zapisów w ustawie refundacyjnej. Zapowiedzieli też, że nie będą w ogóle wydawać leków refundowanych na podstawie recept nie spełniających wymogów formalnych. To oznacza, że apteki nie będą przyjmować recept z pieczątką „Refundacja do decyzji NFZ”. Farmaceuci będą rygorystycznie sprawdzać recepty pod kątem ich zgodności z obowiązującymi przepisami prawa oraz umowy z NFZ. Jeśli będą błędnie wypełnione, może to oznaczać, że pacjenci będą musieli wrócić do lekarza po nową receptę lub płacić za leki bez refundacji. Dodatkowo, codziennie w godz. 13-14, apteki mają być zamykane, a leki wydawane tylko w nagłych, zagrażających życiu wypadkach.
Jednak nie wszyscy aptekarze łączą się w akcji protestacyjnej.
– Jesteśmy od wydawania leków, a nie od protestów – usłyszeliśmy w aptece Mederi Plus przy ul. Kotarbińskiego. – Pacjenci muszą dostać leki.
W tym przypadku współpraca między apteką i lekarzami jest tak zgodna, a wręcz ścisła, bo apteka mieści się w budynku ośrodka Mederi. Stąd lekarze pracujący w przychodni starają się jak najmniej utrudniać pracę farmaceutom.
- Wystarczy dowód ubezpieczenia pacjenta i wydajemy leki zgodnie z przysługującą zniżką w wykazie refundacyjnym – tłumaczy farmaceutka. - Chcemy, żeby to zamieszanie się skończyło, żeby pacjent mógł normalnie otrzymać lek, lekarz - normalnie go wypisać, a my wydać bez obawy, że NFZ za jakiś czas nałoży jednak na nas karę za realizację recepty z pieczątką. W tej chwili króluje niepewność wśród pacjentów, a my mamy dodatkowa pracę – dodaje.
Lecz znaczna większość aptek w Malborku, w poniedziałek, wywiesiła informację o przystąpieniu do protestu. W Aptece Południe realizują wyłącznie recepty ze 100-procentową odpłatnością już od piątku. Do tego, między godz. 13 a 14, apteka miała zostać zamknięta na znak protestu, ale żaden pacjent nie odszedł z kwitkiem. Każdy został obsłużony, jeśli była taka możliwość.
- Dużo recept odkładamy, pacjenci czekają, bo myślą, że jeszcze coś się zmieni i leki będą po takich cenach, jak przed 1 stycznia – mówią nam w Aptece Południe. – Nie wierzą też, że wszędzie są takie same ceny. Szukają, biegają – zrobił się chaos.
Problemem jest również brak zapisu w ustawie, który pozwalał wydać farmaceucie tańszy zamiennik leku.
- Przykładem może być lek obniżający poziom cholesterolu – tłumaczy farmaceuta z apteki Południe. – Przed 1 stycznia mieliśmy aż 12 tańszych zamienników, teraz możemy wydać dwa.
Bo dla leków refundowanych określane są limity, do wysokości których są finansowane. Limit ceny leku jest górną granicą kwoty refundowanej. Jeżeli cena detaliczna leku jest wyższa od ustalonego limitu, pacjent dopłaca różnicę. Tu mogłaby pomóc możliwość określenia i wypisania na recepcie nazwy substancji chemicznej, a nie nazwy farmaceutycznej – tak twierdzą farmaceuci.
- Być może ustawa jest potrzebna, ale została wprowadzona przez ministerstwo bez przygotowania nas, farmaceutów, i lekarzy. Z dnia na dzień zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym – przyznają aptekarze.
A pacjenci z obłędem w oczach biegają do lekarzy rodzinnych z pytaniami i strachem: Czy teraz będzie nas stać na leczenie? I mają dość zamieszania z „pieczątką w roli głównej.
(iwasko)
Aptekarze protestują, pacjenci są zdezorientowani
MALBORK. Część malborskich aptek przystąpiła do protestu. Kolejne apteki zawieszają wydawanie leków refundowanych na recepty z pieczątką „Refundacja do decyzji NFZ”, czyli wypisane niezgodnie z obowiązującą jeszcze nową ustawą refundacyjną. Za leki pacjenci musieli płacić 100 proc. ceny.
- 19.01.2012 00:00 (aktualizacja 05.08.2023 12:33)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze