Mężczyzna trafił do malborskiego szpitala, a zaraz niedługo, po kilku godzinach do Schroniska dla Bezdomnych Mężczyzn w Szawałdzie. Jak powiedziała wówczas kierowniczka ośrodka, Daniel nie był w stanie sam się poruszać i po przebraniu i umyciu został położony do łóżka. Kiedy po kilku godzinach obudził się, zachowywał się bardzo niepokojąco.
- Trząsł się, majaczył i widać było, że ogólnie czuje się źle – potwierdziła wtedy Katarzyna Zakrzewska, szefowa schroniska w Szawałdzie.
Do informacji kierowniczki swoje dodał opiekun Daniela Zagańczyka, który dyżurował tego dnia. – Miał dwa ataki epilepsji w tym czasie, ale nie wiem, czy to była padaczka alkoholowa? Jak do nas trafił, miał 2,8 promila alkoholu, ale miał zaświadczenie od lekarza ze szpitala, że jest zbadany i może być przyjęty do nas – tłumaczył mężczyzna.
Karetka tego dnia ponownie wyruszyła do Szawałdu, tym razem, by zabrać Daniela Zagańczyka z powrotem do szpitala. To działo się 2 stycznia.
Następnego dnia rano, 3 stycznia, opiekun ze schroniska zadzwonił do szpitala z pytaniem, co dzieje się z jego podopiecznym. Dowiedział się, że młody mężczyzna nie żyje. Zanim jednak 29-latek zmarł, wyruszył w podróż do Starogardu Gd., bo, jak powiedziano pracownikowi schroniska, w malborskiej lecznicy wyraził zgodę na propozycję leczenia odwykowego w starogardzkim szpitalu. Niestety, na odwyk nie dotarł. W drodze, około 10-15 km za Malborkiem, zatrzymało się jego serce. Karetka zawróciła do szpitala w Malborku, a akcję serca Daniela udało się przywrócić. Już na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, po raz drugi i ostatni, serce mężczyzny przestało bić.
O śmierci Daniela Zagańczyka jego rodzina dowiedziała się dwa dni po fakcie, a powiadomił ich Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Malborku. – Uważamy, że szpital nie zrobił wszystkiego, by nasz brat żył, dlatego chcemy, żeby prokuratura zajęła się okolicznościami i przyczyną jego śmierci – przekonywał brat Daniela, Leszek Zagańczyk, na początku stycznia tego roku.
W poniedziałek, 9 stycznia, wniosek rodzeństwa o wszczęcie postępowania wyjaśniającego wpłynął do Prokuratury Rejonowej w Malborku. Dziś, 29 lutego, Lech Tymiński, prokurator rejonowy z Malborka potwierdza, że dochodzenie w tej sprawie trwa.
- Wystąpiliśmy o przekazanie nam wszystkich dokumentów – powiedział śledczy. – Sąd, na wniosek prokuratury, zwolnił lekarzy z obowiązku zachowania tajemnicy lekarskiej. Będą przesłuchiwani wszyscy, którzy uczestniczyli w przebiegu leczenia Daniela Zagańczyka.
Jak powiedział prokurator, zarzutów jeszcze nikomu nie postawiono.
Natomiast rodzina zmarłego, już po częściowych przesłuchaniach, podała nam informację, że zanim Daniel trafił po raz pierwszy do karetki, 2 stycznia, był około metra wleczony po tłuczniu przez sanitariuszy.
- Tak zeznała kobieta, znajoma Romana, naszego brata, który był wtedy z Danielem. Ona była świadkiem wydarzenia – powiedział nam Leszek Zagańczyk.
Reklama
Dochodzenie w sprawie śmierci 29-latka. O śmierci Daniela rodzina dowiedziała się dwa dni po fakcie
MALBORK. Rodzina zmarłego 29-letniego Daniela twierdzi, że zanim trafił on po raz pierwszy do karetki, miał być około metra wleczony - po tłuczniu przez sanitariuszy. W malborskiej prokuraturze toczy się postępowanie, które ma wyjaśnić okoliczności i przyczynę śmierci 29-letniego Daniela Zagańczyka.
- 28.02.2012 10:46 (aktualizacja 25.06.2023 08:42)
Napisz komentarz
Komentarze