Czy mieszkańcy czują się gospodarzami tego miasta? Tak naprawdę wcale nie trzeba być hotelarzem, restauratorem, handlowcem czy muzealnikiem, by mieć wpływ na to, w jaki sposób Malbork jest odbierany przez przyjezdnych. Jeśli zapraszamy gości, zwykle sprzątamy mieszkanie, traktujemy to jak święto. Dlaczego nie razi nas to, co za drzwiami domu czy płotem naszego ogrodu? Każdy rzucony niedopałek, papier czy efekty spaceru z czworonożnym pupilem budują obraz naszego miasta.
Dwie dekady temu
W 1993 r. do Malborka przyjechała Susan Snelson, wolontariuszka Korpusu Pokoju, uczestniczka programu pomocowego dla krajów rozwijających się, a za taki uznawano wówczas Polskę. Ochotniczka z Teksasu była jednocześnie ekspertem do spraw turystyki. Warto przypomnieć, że były to zupełnie inne czasy, lokalna demokracja dopiero raczkowała, nie było sprecyzowanej wizji rozwoju miasta, przedsiębiorstwa dające miejsca pracy różnie sobie radziły w kapitalizmie. To wtedy powolutku zaczęto dostrzegać, że mieszkańcy mogliby żyć dzięki gościom, którzy odwiedzają miasto.
- Zdaniem pani Snelson, powinniśmy sobie uświadomić, że turystyka jest największym biznesem, najlepszą drogą do „twardych pieniędzy”. Wraz z turystami do miasta napływają pieniądze - turysta płaci za hotel, hotel płaci pracownikom, pracownicy kupują jedzenie, ubrani w naszych sklepach. Turysta posila się w restauracjach, robi zakupy w sklepach - trzeba mu to umożliwi. Tam, gdzie nie ma dobrze prosperującego przemysłu, rolnictwa, społeczeństwo jest ubogie, trzeba pomyśleć o innych źródłach dochodu. Malbork ma przecież duży atut - zamek. Jest już podstawa, aby zachęcić turystę do przyjazdu - pisała w lipcu 1993 r. „Gazeta Malborska”, relacjonując pierwszą wizytę Susan Snelson. I dalej dzieliła się z czytelnikami kolejnymi spostrzeżeniami wolontariuszki Korpusu Pokoju: - Z obserwacji naszego gościa wynika, że Malbork podzielony jest na trzy części: zamek, miasto i ludzi. Grupy te nie współpracują ze sobą i, na dobrą sprawę, niewiele o sobie wiedzą. (...) Inną sprawą jest nikły udział mieszkańców w życiu miasta. Nie widać u nas dbałości o rozwój, estetyczny wygląd. Obok pięknego domu stoi obskurny śmietnik. Są to rzeczy, do których się przyzwyczailiśmy i przechodząc obok nich codziennie, nie dostrzegamy ich. A przecież turysta wysiadający z pociągu powinien już od razu, na dworcu, widzieć, że mieszkańcy, miasto i zamek to jedno. Jeśli malborczycy nie potrafią wiele powiedzieć o zamku, nie widać u nich dbałości i dumy z zamku, miasta, to turysta wysnuwa jeden wniosek: widać ten zamek jest przereklamowany, nie warto go zwiedzać, skoro mieszkańcy miasta podchodzą do sprawy z niewiedzą lub lekceważąco. Na widok turystów cieszą się jedynie nieliczni handlowcy. Zwykły człowiek podchodzi do tego obojętnie: czy odwiedziło nas 10 turystów, czy milion.
Przypomnijmy, te słowa zostały napisane dwie dekady temu. I jakże wciąż są aktualne!
Rady Harriet
Aktualne mogłyby się okazać również wnioski z prawie dwuletniego pobytu w Malborku innej ochotniczki Korpusu Pokoju, Harriet Hubacker, która zachęcała do rozwoju turystyki, podkreślając, że Malbork jest jedną z czołowych atrakcji w Polsce. Dlatego, wg Harriet Hubacker, ważne było, by stworzyć warunki zachęcające do zostania w mieście na dłużej. Z tego, o czym mówiła w 1994 r., zrealizowane zostało niewiele. To właściwie: duża mapa w okolicach dworca, dzięki której turysta nie musi mieć „końca języka za przewodnika”.
Drugą sugestią ochotniczki Korpusu Pokoju było powołanie pełnomocnika burmistrza ds. rozwoju turystyki. Taki urzędnik pojawił się w magistracie, a w końcu powołana została do życia instytucja globalnie odpowiadająca za turystykę, zarówno za informację dla turysty, jak i promocję miasta i kreowanie nowych tras turystycznych oraz tworzenie klimatu współpracy wszystkich podmiotów działających w branży.
Hubacker podpowiedziała również, by wydany został informator miejski, dostępny w każdym punkcie, który odwiedzają turyści. I właściwie regularnie od połowy lat 90. taka publikacja jest przygotowywana.
- Można by również już w najbliższym czasie dokonać upiększenia miasta, sadząc więcej kwiatów, drzew - w większym stopniu zadbać o zieleń. Kilka klombów to nie wszystko, zwłąszcza wobec dużych połaci zieleni (lub bez zieleni) pozostawionych samym sobie. Tabliczki informacyjne typu „tu nie wolno palić” powinny być w trzech językach, aby turysta czuł się przywitany - sugerowała ochotniczka Korpusu Pokoju w 1994 r.
Podpowiadała również, że cenne byłyby ścieżki dla pieszych i rowerzystów, służące i mieszkańcom, i turystom, którzy - o ile już wybiorą się do Malborka, często błąkają się, nie znając celu swojego spaceru.
Wielkie inwestycje, których nie ma
W tym czasie współpracą z Amerykankami, które miały zupełnie świeże spojrzenie na nasze miasto, zajmowali się urzędnicy magistratu.
- Docelowo przemysł turystyczny to ogromna liczba nowych miejsc pracy przy obsłudze przyjezdnego turysty i w sferze szeroko rozumianych usług w mieście turystycznym – mówił w jednym z wywiadów prasowych w 1993 r. Wiktor Janicki, ówczesny szef Wydziału Rozwoju Gospodarczego w Urzędzie Miasta. Tłumaczył także, czym powinno być takie nowe otwarcie: - Przede wszystkim zmianą w mentalności nas wszystkich – budowie nowej filozofii podejścia do przyjezdnego (turysty), identyfikacji mikrocelów mieszkańców i przedsiębiorców z ogólnomiejskim makrocelem, tj. rozbudową przemysłu turystycznego, wspólnym tworzeniem instytucji zarządzania turystyką w mieście.
O powadze w podejściu mogłoby świadczyć również podejście ówczesnego włodarza. Gdyby nie to, że po 20 latach wciąż jesteśmy w tym samym punkcie...
- Myślę, że turystyka jest ważnym tematem i wyzwaniem dla naszego miasta. Zgadzam się z wieloma uwagami krytycznymi na temat tempa, z jakim próbujemy wykorzystywać tę szansę, natomiast nie mogę się zgodzić, że w tej sprawie nic nie zrobiono. Nie jest łatwo zorganizować taką infrastrukturę, która by zachęciła turystów, zwłaszcza zachodnich, do pozostania w Malborku przez kilka dni - mówił w lutym 1994 r. Tadeusz Cymański, wtedy burmistrz miasta.
Wspomniał również o rozmowach, które prowadził z Francuzami, zainteresowanymi budową hotelu w grodzie nad Nogatem. Warto jednak dodać, że właściwie nikt z zewnątrz nie zainwestował u nas przez te dwie dekady ani złotówki w biznes hotelarski. Zamiary owszem, były, jednak nie skończyły się czynami. Na takie usługi zdecydowali się za to miejscowi, wystawiając hotel „Grot”, „Majewski” czy też adaptując kamienice na „Stary Malbork”, a ostatnio otwierając „Centrum”. Ani Szkoci w Kałdowie, ani Polacy przy ul. Sierakowskich, ani wspomniani przez burmistrza Cymańskiego Francuzi nie zdecydowali się na realizację obiektu, w którym mogliby nocować odwiedzający nas zamożniejsi turyści. Co prawda teren w sąsiedztwie zamku w planie zagospodarowania przestrzennego jest wciąż przeznaczony pod hotel. Na razie jednak trudno przewidzieć, czy inwestycja zostanie zrealizowana, a jeśli tak, to przez kogo, bo teren, którym władał Europejski Fundusz Hipoteczny ma mieć nowego właściciela. Co więcej, zmienia się również oczekiwanie władz miasta co do sposobu zagospodarowania innej działki, od dawna przeznaczonej pod usługi hotelarskiego. To nieruchomość na skrzyżowaniu ul. Głównej z Wałową, z widokiem na pokrzyżacką warownię. Brak zainteresowania kupnem spowodował, że funkcja terenu zostanie prawdopodobnie rozszerzona o wielorodzinną zabudowę mieszkaniową, bo taka jest propozycja zawarta w projekcie zmiany miejscowego planu zagospodarowania. A to otwiera furtkę dla deweloperów, a przymyka dla hotelarzy.
XXI wiek dawał nadzieję
W 2002 r. poznaliśmy „Program rozwoju produktu turystycznego oraz kreacji marki miasta Malbork”, który został przygotowany przez specjalistów z Polskiego Agencji Rozwoju Turystyki SA dzięki dofinansowaniu, jakie magistrat otrzymał od Ministerstwa Gospodarki. Wydawało się więc, że dokument zostanie potraktowany poważnie. Tymczasem ze 144 stron programu został właściwie wyjęty jedynie sposób pisania nazwy Malbork, jakby ze żmudnego budowania dobrej marki miasta najważniejsze dla decydentów było tzw. logo, nie jakość oferowanych usług, nie poszerzanie oferty, nie konsekwentne uzupełnianie „twardej” infrastruktury, nie spełnianie najskrytszych życzeń gości, ale specyficzny krój czcionki, tworzącej obrazek. Szkoda, bo wskazówki zawarte w tworzonym przez kilka miesięcy dokumencie były skrojone na miarę Malborka.
Choć minęło 10 lat od wniosków zaprezentowanych przez dwie ochotniczki z Korpusu Pokoju, znów wytknięto, że brakuje systemu oznakowania terenowego dla turystów pieszych i rowerowych.
- System taki powinien szczególnie uwzględniać informacje potrzebne spacerującym, takie jak: dojście do zabytków, urzędów miasta i urzędów pocztowych, informacji turystycznej, automatów telefonicznych, toalet publicznych, punktów medycznych, hoteli, pensjonatów oraz restauracji – pisali eksperci z PART, podpowiadając, że kolorystycznie powinien być dopasowany do oficjalnej kolorystyki gminy i wpasowany formą do innych funkcjonujących elementów małej architektury.
I nadal nie ma jednakowo oznaczonych rozmaitych punktów, które prowadziłyby turystę przez miasto jak po sznurku. Poszczególne podmioty, którym zależy, by goście do nich trafili, mają swoje oznaczenia, swoje drogowskazy. Co więcej, wciąż dla przyjezdnych nie jest takie oczywiste, jak trafić do największej atrakcji, jaką jest zamek. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy nie jadą od strony zachodniej czy północnej, bo z obydwu „krajówek” krzyżujących się na moście warownię widać jak na dłoni. Gorzej, jeśli ktoś idzie pieszo z dworca, wówczas często ludzie po prostu pytają, jak trafić do muzeum.
Nikt też nie doprowadził do tego, by zrealizować sugestie zawarte w dokumencie. Trudno za wszystko obwiniać władze czy urzędników. Bo wszystkim nam powinno zależeć na tym, by turyści czuli się w mieście dobrze, by nie przemykali z parkingu w Kałdowie przez drewnianą kładkę do zamku i zaraz pędzili do samochodu czy autokaru. Jednak nikt nie pokusił się, by przypominać nie tylko o istnieniu samego dokumentu (autorka trafiła na niego przypadkowo, szukając innych dokumentów w Internecie), ale by nagłaśniać treści i wskazówki w nim zawarte. Jakby celem pozyskanych kiedyś zewnętrznych środków było stworzenie programu, a nie jego konsekwentna realizacja, dzięki której wszystkim byłoby lepiej, i nam, mieszkańcom, bo mielibyśmy co do garnka włożyć, i turystom, bo spełnilibyśmy ich potrzeby albo nawet byśmy je wyprzedzili, i włodarzom, którzy żyliby w blasku chwały i sławy, że potrafią tak sprawnie rządzić miastem, że staje się krainą miodem i mlekiem płynącą. Jednak nikt nie inicjował żadnych działań, nie stwarzał warunków wybitnie sprzyjających rozwojowi turystyki. Nie ma żadnego systemu ulg czy zniżek dla przedsiębiorców, którzy zdecydowaliby się rozwinąć lub dopiero zaistnieć w branży turystycznej, nie ma katalogu zachęt adresowanych wyłącznie do tej grupy. W skrócie: maszeruj albo giń, sam ryzykujesz, że uda się, albo nie uda.
Gotowe pomysły
- Malbork nie dysponuje zapleczem sprzyjającym rozwojowi markowego produktu turystycznego związanego z turystyką wypoczynkową. Obecny poziom infrastruktury zlokalizowanej wokół zamku nie daje wystarczających podstaw, aby można było opierać na nich plany rozwoju turystyki wypoczynkowej. Miasto, będące jedynie przystankiem na trasie wielu wycieczek, musi położyć nacisk na sprzedanie pozostałych swoich walorów oraz przygotować produkty turystyczne wykorzystujące te walory – pisali autorzy dokumentu w 2002 r., co dowodzi, że tkwimy w tym samym miejscu. - Malbork obecnie nie posiada dostatecznie przygotowanej infrastruktury, aby można było mówić o funkcjonowaniu w mieście turystyki rowerowej czy pieszej. Wskazane jest myśleć o rozwoju form turystyki aktywnej, jako magnesie przyciągającym turystów na pobyty kilkudniowe (weekendowe, wypoczynkowe). Istniejący produkt turystyczny - Muzeum Zamkowe- musi zostać wsparty szeregiem działań rozszerzających jego atrakcyjność. Należałoby traktować zamek jako rdzeń produktowy, wokół którego buduje się pozostałe programy turystyczne. Szczególnie dotyczy to okresu wzmożonego ruchu turystycznego na zamku, a więc okresu maj-wrzesień. Przyjazdy związane z uprawianiem turystyki wodnej mają duży potencjał wzrostowy. Nie są jednak nadmiernie reklamowane. Segment turystyki weekendowej opiera się na grupie osób, która w trakcie dłuższych okresów wolnego czasu (poza wakacjami i feriami zimowymi) poszukuje ciekawych i tanich miejsc wypoczynku. Malbork ze swoją stosunkowo wąska ofertą turystyczną, o przygotowaniu kilku dodatkowych atrakcji, może z powodzeniem zagospodarować tę grupę turystów.
Specjaliści z PART podpowiadali również, że szansą jest turystyka edukacyjna.
- Skoncentrowanie się na „zielonych” i „białych” szkołach oraz studentach przy wykorzystaniu obecnej oferty zamku jest szansą na rozszerzenie sezonu turystycznego w Malborku. Grupy te podróżują bowiem głównie w okresie wiosny oraz jesieni; zazwyczaj pozostają w jednym miejscu przez kilka dni, mają niewygórowane wymagania dotyczące bazy noclegowej – podkreślali pomysłodawcy.
Pisali też o aktywnej turystyce, opartej na atrakcjach nie tylko miasta, ale i niepowtarzalnego żuławskiego krajobrazu, o podróżowaniu pieszo, rowerem, kajakiem i w siodle. Oraz o turystyce hobbystycznej, czyli realizacji plenerów malarskich, rzeźbiarskich czy fotograficznych. Z jednej strony stalibyśmy się miastem przyjaznym kulturze, z drugiej – uczestnicy imprez stawaliby się... atrakcją dla innych turystów, dodawali kolorytu. Czyż na co dzień spotyka się malarzy z rozstawionymi sztalugami? A później – wystawy, które przyciągałyby kolejne grupy zwiedzających. Tylko to wymaga konsekwencji, współpracy kilku środowisk, a takiej nikt nie podjął, nikt nie zaaranżował. Szkoda.
Był także plan minimum, dla tych, którzy podróżują tranzytem i, tak czy siak, nie zostaną na dobę czy dwie. Dla nich podstawowe atrakcje to dobre, ale tanie zaplecze gastronomiczne blisko „turystycznego zagłębia”, czyli zamku. Trasa prowadząca po mieście, dająca możliwość poznania przynajmniej kilku innych atrakcji, krótkie rejsy po Nogacie, plac stylizowanych zdjęć, gdzie za drobną opłatą można byłoby samodzielnie wykonywać fotografie w przygotowanym specjalnie anturażu lub skorzystać z oferty fotografa. I spacer po nieistniejącej starówce, gdzie mogłyby znaleźć się czarodziejskie widoki z przedwojennych pocztówek, pokazujące dawny wygląd tego miejsca. To nie są „twarde” inwestycje, wymagające wielkich nakładów, kosztownego przebudowania infrastruktury podziemnej, przekładania sieci. Ale cóż, skoro nie udaje się wymienić chodnika na trakcie Jana Pawła II, trudno spodziewać się plansz ze zdjęciami nieistniejących kamienic... Szkoda, że przez ostatnie dziesięciolecie nikt w tym kierunku nie kiwnął nawet palcem. Przy czym nie był to temat nowy, bo pomysł z fotogramami przecudnej urody Starego Miasta pobrzmiewał w latach 90. Jak widać, jesteśmy mistrzami świetnych pomysłów, których... nigdy nie realizujemy.
Polecam „Program rozwoju produktu turystycznego oraz kreacji marki miasta Malbork” zainteresowanym z branży i spoza branży. Mam świadomość, że nie da się streścić ponad setki stron w kilku akapitach. Wystarczy wpisać w internetową wyszukiwarkę nazwę dokumentu, „wyskoczy” archiwalna strona magistratu z dokumentem. Nie chodzi wyłącznie o rozliczanie i wykazywanie niedoskonałości tym, którzy decydują. To dokument z wysokiej półki – tam być może został przez administrację wrzucony, ale to dobra lektura, może być zwyczajnie inspirująca, bo wciąż można czerpać z tego źródła, choć liczy sobie dekadę.
Wszystko już było?
Urzędnicy, rzadko zaglądający do dokumentów stworzonych na ich zlecenie, w ubiegłym roku zafundowali sobie następny. To „Strategia rozwoju malborskiej inicjatywy klastrowej sektora turystycznego”.
- Duży wpływ na rozwój turystyki w danym regionie mają działania podejmowane przez samorząd lokalny, podmioty gospodarcze, instytucje kultury, otoczenie biznesu oraz ich wzajemna współpraca – tłumaczą autorki kolejnego opracowania. - Efektem tych działań winna być poprawa rozpoznawalności Malborka jako miasta atrakcyjnego i gościnnego dla turystów, posiadającego konkurencyjne produkty turystyczne wysokiej jakości.
Za poważną barierę rozwoju turystyki w Malborku uznany został mało atrakcyjny wizerunek miasta, jako miejsca, gdzie przyjeżdża się na szkolną wycieczkę, które poza zamkiem ma niewiele do zaoferowania. Wskazuje to jednoznacznie na nieskuteczność działań promocyjnych kierowanych do tej grupy klientów. Odwiedzający nie są świadomi zróżnicowania oferty podmiotów z sektora turystycznego, przez co nie planują dłuższego pobytu w mieście. Problem krótkiego pobytu pogłębia dodatkowo brak współpracy z tour-operatorami, którzy organizując wycieczki traktują miasto jako przystanek w drodze na Mazury.
Malborski Klaster Turystyczny to platforma współpracy podmiotów działających nie tylko w branży bezpośrednio obsługującej gości, ale wszystkich tych, którym zależy na współtworzeniu „marki turystycznej Malborka i najbliższych okolic jako miejsca niezapomnianych przeżyć, miejsca, gdzie turyści z kraju i zagranicy chętnie spędzają czas i do którego z radością powracają”.
- Liczne bariery związane są z obecnym kształtem oferty turystycznej w Malborku. Wśród głównych problemów branży wymienić należy krótki sezon turystyczny, uwarunkowany pogodą, ale także sezonową dostępnością atrakcji dla odwiedzających oraz niedopasowaniem oferty do aktualnych oczekiwań rynku. Oferta klastra jest mało wyspecjalizowana, mało kompleksowa, a jakość świadczonych usług musi ulec podwyższeniu. Wynika do w dużej mierze z braku rozpoznania potrzeb potencjalnych klientów, dlatego to w tym obszarze należy upatrywać szansy na poprawę sytuacji – czytamy w strategii z 2013 r.
Wg strategii, turystyczny klaster ma być jak... plaster, panaceum na dwie przespane i zmarnowane dekady. Wracają więc koncepcje na rozszerzenie oferty dla gości, na dłuższym pobycie których tak bardzo nam zależy, by życie z turystyki przestało być mirażem. I znów pojawiają się te same pomysły, jak choćby stworzenie szlaków umożliwiających zwiedzanie miasta, o które – przypomnijmy – na początku lat 90. postulowała amerykańska wolontariuszka. Zintegrowani wokół wspólnego celu przedsiębiorcy chcą również tworzyć pakiety turystyczne np. przy okazji większych wydarzeń, chcą otworzyć się na turystykę biznesową, osoby niepełnosprawne, rodziny. Mają również organizować weekendy poza ścisłym sezonem turystycznym, który liczy się od maja do września. Hasłowo wymienione zostały oferty za pół ceny, dla zakochanych, bale karnawałowe. Ale również przygotowywać duże imprezy plenerowe czy zloty tematyczne. Jak czytamy w dokumencie, mogą to być wydarzenia niekoniecznie związane z historią, ale pokazujące nasze miasto „jako miejsce żyjące cały rok, mogące zaoferować atrakcje dla każdego, nie tylko dla miłośników historii średniowiecznej”.
- Jej wartością byłyby organizowane cyklicznie wydarzenia dla klientów indywidualnych i zorganizowanych, które skłaniałyby do jednodniowego przyjazdu lub dłuższego pobytu – piszą autorki strategii.
Na liście inicjatyw znalazł się również „paszport turystyczny”, czyli – w skrócie - pakiet zniżek w wybranych miejscach.
Co ciekawe, przedsiębiorcy z branży chcą służyć nie tylko przyjezdnym, zależy im również na dotarciu do mieszkańców, którzy nie zawsze wiedzą, że mogą skorzystać z usług oferowanych przez członków Malborskiego Klastra Turystycznego, bo czasami zwyczajnie szwankuje wewnętrzny marketing. To sprytne posunięcie, bo może przybliżyć malborczykom wiedzę o ofercie, a ci – dzięki sprawnie działającej poczcie pantoflowej – rozszepcą te informacje wśród znajomych, ale może także zabiorą tam swoich własnych gości, czyli przyjeżdżających o różnych porach roku przyjaciół czy członków dalszej rodziny.
Pytanie tylko, czy „Strategia rozwoju malborskiej inicjatywy klastrowej sektora turystycznego” nie podzieli losu pomysłów Harriet Hubacker i Susan Snelson czy powstałego nieco ponad dekadę temu programu rozwoju produktu turystycznego...
Napisz komentarz
Komentarze