Utwór Ałły Pugaczowej „Wsjo mogut koroli” zaśpiewał… po rosyjsku.
- Jak oceniasz występ na Festiwalu?
- Pozytywnie. Zainteresowaniem zespołem The Dreamers wzrosło. Drugi raz mogliśmy zaprezentować się na żywo na tak dużej imprezie. Daliśmy z siebie wszystko. Dużo pomogli nam nasi managerowie: Krzysztof Smoliński i Dariusz Gamba. Darek pokazał swą wszechstronność i na dzień festiwalu został… moim stylistą. Czerwone trampki, czarne spodnie i okulary to jego pomysł.
Każdy werdykt trzeba przyjąć z pokorą. Widzowie zadecydowali, że najlepszy był Volver i trzeba to uszanować. Poszliśmy na pierwszy ogień. Myślę, że troszkę zabrakło nam nocnej scenerii, tej takiej magicznej aury, mgły, gołębi, fajerwerków, które towarzyszyły występom innych zespołów. Rzecz jasna, że w muzyce chodzi o to, żeby dobrze zaśpiewać, ale telewizja to jest obrazek. Telewidz lubi różne efekty wizualne. Mam 21 lat, chłopaki z zespołu niewiele więcej. Wciąż się uczymy na własnych błędach, rozwijamy się.
- Na scenie wypadłeś bardzo swobodnie. Nie czułeś tremy?
- Miałem tremę! Przypomniała mi się wtedy „Bitwa na głosy”. Starałem się jednak tego nie okazywać i być skupiony. Ci, co mnie znają, widzieli, że byłem zdenerwowany. Po festiwalu można było jednak miło spędzić czas na after party w palmiarni…
- Co sądzisz o zwycięstwie zespołu Volver?
- Wśród telewidzów, którzy oglądali ten festiwal i głosowali Volver jest bardzo znany. Ich piosenki są obecne w telewizji, radio, na każdym karaoke. Poza tym wokalista Volvera, Mariusz Totoszko naprawdę dobrze zaśpiewał. Ale na mnie największe wrażenie zrobił Rezerwat. Rock and roll, pełna klasa, żywiołowo, zabawa. Odbiegało to od kanonów całego festiwalu – zbudowany on był bardzo delikatnie, prawie wszyscy śpiewali subtelne ballady. Rezerwat zrobił szał. Nasza piosenka też była żywiołowa i energetyczna. Widocznie jednak ludziom podobają się bardziej spokojne, nastrojowe utwory.
- Jak przygotowywałeś się do zaśpiewania piosenki po rosyjsku? Znasz ten język?
- Ani trochę (śmieje się). No może oprócz: Nu pagadi z bajki „Wilk i zając”. Mój dziadek Mikołaj żartuje, że śpiewam jak Anglik po rosyjsku. Ogromny wkład w moje przygotowanie do śpiewania po rosyjsku miała nauczycielka tego języka z Zespołu Szkół Ekonomicznych, Danuta Bergiel. Nauczyła mnie wymowy słów z tekstu. Pomógł mi też dziadek Mikołaj, który pochodzi z kresów. Uspokajam wszystkich: wiedziałem o czym śpiewam! Piosenka Ałły Pugaczowej była taką muzyczną dedykacją dla moich dziadków.
- Jakie macie dalsze plany?
- Około 20 sierpnia ukaże się nasz singiel, a kilka dni później teledysk do niego. Powstawał w ruinach opuszczonego budynku w Świętochłowicach. Świetnie komponował się ze stylizacja naszego zespołu i klimatem piosenki. Wiąże się z tym zabawna sytuacja. Kiedy kręciliśmy teledysk o godz. 21, ściemniało się, było idealnie do kręcenia zdjęć. Nagle okazało się, że agregat zalaliśmy nie benzyną a ropą! Mieliśmy wcześniej agregat na ropę, ale to akurat nie był ten… Musieliśmy nocować w tych strasznych ruinach w niezbyt komfortowych warunkach, bo nie mogliśmy zostawić sprzętu…Będę sobie tę noc przypominać za każdym razem, kiedy będę oglądać ten klip.
Napisz komentarz
Komentarze