Jej bohaterami byli: „niebezpieczny dla państwa” założyciel Towarzystwa Rolniczego w Piasecznie, ksiądz o ostrym piórze oraz więzień Berezy Kartuskiej.
Pionier polskich kółek rolniczych
„Kiedyś z wdzięcznością naród Twe imię wspominać będzie” - napisał Józef Chociszewski, bliski współpracownik Juliusza Kraziewicza. Przekonaniu temu stało się zadość… po blisko 100 latach od śmierci Kraziewicza. Kim był i czym zasłużył sobie na naszą pamięć?
- Juliusz Kraziewicz należy do tych znakomitych, a zapomnianych ludzi, którzy nie tylko w dziejach Pomorza, ale także całej Polski zapisał się złotymi zgłoskami zasług - powiedział Kazimierz Ickiewicz, pierwszy prelegent zeszłotygodniowej sesji. - Założył on w 1862 r. w Piasecznie pierwsze w Polsce kółko rolnicze - wzór organizacji chłopskiej o charakterze społeczno-gospodarczym i oświatowym.
Doniosłym przedsięwzięciem było także powołanie do życia towarzystwa kredytowego.
- Inicjatywa zorganizowana Spółki Pożyczkowej miała podobne znaczenie, jak założenie Kółka Rolniczego, odtąd bowiem datuje się w Polsce chłopski ruch spółdzielczy, który do pełnego rozwoju doszedł przeszło 30 lat później w formie Kas Stefczyka - wyjaśnił Kazimierz Ickiewicz.
Spółka ta, utworzona jako spółdzielnia oszczędnościowo-pożyczkowa, była pierwszym na Pomorzu bankiem ludowym.
Jednak to nie koniec zasług Kraziewicza…
Niebezpieczny dla państwa
- Z jego inicjatywy zaczęto wydawać w Chełmnie czasopismo pod znamienną nazwą „Piast” - zaznaczył prelegent. Kazimierz Ickiewicz zwrócił także uwagę na fakt, że choć Kraziewicz ofiarował się pomocy społeczeństwu starszemu, nie zapomniał także o młodzieży:
- Świadczy o tym założona przez niego w 1866 r. Szkółka Rolnicza (…). W dalszej działalności przeszkodziły władze pruskie, zakazały bowiem Kraziewiczowi prowadzenia zajęć, podając za przyczynę brak kwalifikacji nauczycielskich (…). „Dziennik Poznański” pisał, że Kraziewicz znalazł się pod policyjnym dozorem jako „niebezpieczny dla państwa”.
„Nie uczczono tego męża żadnym pomnikiem, a nawet pamięć ludzka o nim się nie zachowała, gdyż ze wstydem to wyznać musimy, prowincja nasza nie okazała się dosyć dojrzałą, by dzieło to dalej prowadzić, a chociażby podtrzymać - pisała z okazji 50. rocznicy założenia Kółka Rolniczego w Piasecznie „Gazeta Gdańska”. - Inne okolice podchwyciły myśl, która u nas się nie zrodziła, i doprowadziły ją do rozkwitu, do którego nam jeszcze daleko”.
O księdzu zaangażowanym politycznie
Pomników nie doczekała się także postać ks. Alojzego Franciszka Kowalkowskiego - często mylonego z ks. Antonim Kowalkowskim, jego wujkiem, autorem wielu pieśni kościelnych, w tym tak znanych, jak „Kiedyś o Jezu chodził po świecie” i „Pan Jezus już się zbliża”. Czym zasłużył sobie na pamięć ks. Alojzy?
Prelekcję na jego temat wygłosił Krzysztof Kowalkowski, dla którego ks. Alojzy był wujem.
- W 1924 r. Kowalkowski wstąpił do Seminarium Duchownego w Pelplinie - mówił referent. - Obok zajęć związanych ze studiami, znalazł czas na twórczość publicystyczną zamieszczając artykuły na aktualne tematy w różnych czasopismach (…). Święcenia kapłańskie przyjął w kaplicy św. Barbary w Pelplinie w 1929 r.
Ks. Kowalkowski był zdeklarowanym zwolennikiem Narodowej Demokracji, a swym śmiałym i krytycznym poglądom dał upust w publicystyce i na wykładach. Szybko zainteresowały się nim władze sanacyjne.
- Śmiałe artykuły były powodem, dla którego został on usunięty z Collegium Marianum na żądanie ówczesnych, sanacyjnych władz polskich - referował Krzysztof Kowalkowski.
Autorytet, który zniewalał
W trakcie II wojny światowej, w roku 1941, ks. Alojzy został powołany do wojska, jako kapelan Polskich Sił Powietrznych w W. Brytanii.
- Otrzymał polski stopień kapitana i brytyjski stopień Squadron Leader (major). Ksiądz Alojzy otrzymał kilka odznaczeń wojskowych, m.in. War Medal, Defence Medal, Medal Lotniczy (dwukrotnie).
Po wojnie wrócił do pracy naukowej i pedagogicznej.
- W1947 r. podjął pracę w Collegium Marianum w Pelplinie, gdzie do roku 1951 był wychowawcą i nauczycielem języków polskiego i angielskiego - mówił referent. Przytoczył także słowa jednego z ówczesnych uczniów ks. Alojzego, Zdzisława Mrozka: „Ks. Kowalkowski nie był nauczycielem przekazującym materiał naukowy w sposób ‘kostyczny’, lekcje potrafił wzbogacać anegdotą i zabawną dygresją, a także humorem. Profesor nie wymuszał ‘dyscypliny wojskowej’, lecz miał autorytet, który nas zniewalał. Wystarczyło jedno spojrzenie, by w klasie słychać było przelatującą muchę. Ale na jego pojawienie czekaliśmy z niecierpliwością w klasie. Miał wielką charyzmę”.
Przez to, że był bardzo wymagającym polonistą, wielu uczniom zaszedł za skórę: „Kiedy pewnego razu ksiądz szedł do szkoły sam, kilku chłopaków na niego napadło. Zarzucono mu worek na głowę i dość dotkliwie pobito”.
Redaktor, polityk, więzień
Przeciwnikiem sanacji, a także człowiekiem związanym z Collegium Marianum, był również Alfons Wyczyński - dziennikarz i polityk działający na terenie Stargardu Gd., a później Tczewa.
- Nie był on postacią kryształową - podkreślił referent, Jakub Borkowicz. - Szybko został przewodniczącym młodzieżówki Stronnictwa Narodowego na terenie powiatu starogardzkiego. Często pojawiał się w sprawozdaniach policyjnych, ponieważ młodzi narodowcy nader często sprawiali władzy kłopoty.
Alfons Wyczyński był także inwigilowany w związku ze swoją działalnością dziennikarską, a jego artykuły co rusz poddawane były cenzurze represyjnej. Często atakował władze w swoich przemowach na zebraniach narodowców. Szybko awansował w strukturach partii obejmując kilkakrotnie istotną funkcję sekretarza zarządu. Wyczyńskiego doceniło także środowisko dziennikarskie.
Równie szybko co po szczeblach kariery, Wyczyński wspiął się także na szczyt listy wrogów publicznych. W 1935 r. trafił do Berezy Kartuskiej.
- Bereza Kartuska była pierwszym w pełnym rozumieniu znaczenia obozem koncentracyjnym na ziemiach polskich - zwrócił uwagę prelegent. - Kierowane były tam osoby zagrażające porządkowi publicznemu, którym nie można było wytoczyć normalnego procesu.
Wyczyński przebywał tam przez 6 tygodni.
- Dzięki pobytowi w Berezie Kartuskiej stał się on popularny jak nigdy wcześniej - mówił Jakub Borkowicz. - Wszędzie gdzie się pojawiał, chodząc w glorii męczennika, budził powszechny podziw.
We wrześniu 1939 r. został aresztowany przez władze niemieckie. W 1943 r. wywieziono go do obozu w Sztuttowie, gdzie - w tym samym roku - zmarł.
Nauczyciel ksiądz i nauczyciel żołnierz
Z tego samego rocznika, co wspomniany w tekście Zdzisław Mrozek (uczeń ks. Alojzego Kowalkowskiego) jest były prezydent Tczewa, Czesław Glinkowski. On także pamięta zajęcia prowadzone przez ks.Alojzego… ale nieco inaczej:
- Na jego lekcjach panował wojskowy dryl. Pamiętam, że jeśli na podłodze znajdował się kurz, to ks. Kowalkowski kazał któremuś z uczniów położyć się i przeciągnąć przez całą salę, aby kurz ten zetrzeć. Pamiętam także, że przez cały rok uczył nas języka polskiego… na podstawie „Pana Tadeusza” - musieliśmy uczyć się na pamięć sporych fragmentów książki, a może nawet całości. To był niepowtarzalny nauczyciel: nauczyciel ksiądz i nauczyciel żołnierz.
Reklama
Zapomniane nazwiska - nieznani, znamienici Kociewiacy
TCZEW. Śladami nieznanych działaczy społeczno-kulturalnych Kociewia ruszyli członkowie Oddziału Kociewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie. Rezultatem ich wędrówek po kartach historii była zorganizowana w ub. tygodniu sesja.
- 11.04.2008 00:27 (aktualizacja 09.08.2023 19:33)
Napisz komentarz
Komentarze