Spotkanie zorganizował Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Prabuccy podzielili się swoimi wrażeniami i obserwacjami, jakie wynieśli z Indii, będących krajem kontrastów. Wyprawa młodego małżeństwa to prawdziwy miesiąc miodowy, ponieważ para podróżowała po Indiach od 18 lipca do 15 sierpnia 2012 r. Odważni tczewianie nie chcieli skorzystać z wycieczki zorganizowanej i postanowili sami wyruszyć w tę orientalną przygodę. Jedyne, co było pewne, to że mają bilet w obie strony. Resztę pozostawili swoim wyborom i... przeznaczeniu.
W 30 dni dookoła Indii
Pierwotna trasa podróży miała bardzo duży zasięg. Wstępnie podróżnicy planowali przejechać całe Indie - założyli, że mają przecież aż miesiąc na podróż.
- Zgodnie ze wstępnym planem podróży, w ciągu tego miesiąca byliśmy w stanie przejechać całe Indie – opowiada Justyna Prabucka. - Jak się jednak okazało podróż z jednego punktu podróży, którą patrząc na mapę można było ocenić jako „rzut beretem”, w rzeczywistości wynosiła 800 km. Koniec końców okazało się to niemożliwe do realizacji i trasę trzeba było zmienić.
Spotkanie z prawdziwą przygodą
- Wyprawę postanowiliśmy zorganizować na miejscu, a w tym wszystkim byliśmy do tego stopnia niezorganizowani, że nie zarezerwowaliśmy sobie pierwszego noclegu – o podróży pełnej przygód opowiada Kamil Prabucki.
Globtroterom udało się wyjść z tej opresji, choć przypłacili to uszczupleniem swojego portfela. Za pierwszy nocleg w hostelowym pokoju w Mumbaju, o słabych warunkach sanitarne i z dodatkowymi lokatorami - szczurami w łazience - zapłacili więcej niż mogliby zapłacić za nocleg w luksusowym hotelu.
Egzotyczne smaki i... swastyka
W przeniesieniu się w klimat kraju Orientu pomógł też aromatyczna herbata, którą wszyscy uczestnicy spotkania mogli skosztować.
- Gdy zobaczyliśmy potrawy z indyjskich restauracyjek, to stwierdziliśmy, że nie będziemy przestrzegać „diety dla żołądka Europejczyka”, o jakiej czytaliśmy w poradnikach. W końcu byliśmy w kraju, który aby poznać, trzeba było też smakować – wyjaśnia Justyna Prabucka.
Sporym zaskoczeniem dla tczewskich podróżników było spotkanie w Himalajach polskiego piwa „Okocim Palone”. Ten polski akcetn zaskoczył także dlatego, że w Indiach picie alkoholu nie jest tak praktykowane jak w Europie.
Na multimedialnej prezentacji ze zdjęciami podróżników pojawił się symbol swastyki. W Europie kojarzony jest on pejoratywnie, w Indiach natomiast jest jednym z najstarszych symboli szczęścia i powodzenia.
Banany zamienili na luksusy
Indie dla tczewskich globtroterów okazały się o wiele bardziej nieodgadnione niż mogli zakładać. Mimo, że wyprawa nie należała do łatwych i Prabuccy napotykali trudności, tj. znacznie wyższe niż przypuszczali koszty związane z przemieszczaniem się po kraju, to otrzymali też wiele pomocy od zupełnie obcych osób. To pomogło im przełamać stereotypy, jakimi często operują Europejczycy w odniesieniu do kultur Wschodu.
- Kiedy w Delhi już nam się wydawało, że nasza podróż skończy się finansową katastrofą, bo było tak ciężko, że cały dzień musieliśmy jeść banany, poznaliśmy człowieka, który okazał się bratem ministra transportu. Zaprosił nas on do swojego stolika, zaoferował odwiezienie do hotelu, przy czym stwierdził, że za wszystko zapłaci brat, bo jak powiedział „politycy to są szuje i wydają pieniądze na prawo i lewo, to niech chociaż komuś pomogą” – opowiada z rozbawieniem Kamil Prabucki. – Gdy dowiedzieli się, że wynajmujemy pokój w niezbyt renomowanej części Delhi, postanowili, że zabiorą nas do swojego apartamentu w luksusowej dzielnicy.
W ten sposób polscy podróżnicy spędzili wiele czasu swego orientalnego miesiąca miodowego z bratem ministra, który okazał się człowiekiem nawróconym na Chrześcijaństwo i kierował się zasadą pomagania bliźnim. Znajomość ta jest dowodzi, że przyjaźnie nawiązywać można mimo znaczących różnic kulturowych. Podróż Prabuckich, pełna niezwykłych, często nieprawdopodobnych zwrotów akcji udowadnia, że w Indiach, w tym kraju kontrastów, może zdarzyć się naprawdę wszystko.
Napisz komentarz
Komentarze