Mleko, pieczywo, warzywa, owoce, wędliny. To najczęściej kupujemy na co dzień. Pewnie wielu teraz zastanawia się, w jaki sposób decyzja przy półce sklepowej może mieć wpływ na naturę. Otóż może. Wystarczy, że zaczniemy sprawdzać, skąd pochodzą. Im bliżej powstały, tym krócej były transportowane. Skutek? Zdecydowanie mniej spalin trafi w ten sposób do atmosfery. Wiele marketów sięga już po lokalnych wytwórców produktów mleczarskich, chleba. Również na stoiskach ze świeżymi produktami pojawiają się te, które powstały niedaleko. Handlowcy zwykle kierują się wyłącznie zyskiem – dla nich liczą się oszczędzone kilometry, bo przeliczają na pieniądze, których nie trzeba wydać na paliwo. Dobre i to, choć nie jest to powszechna praktyka.
Konsument może wybierać produkty sezonowe, dzięki czemu będzie miał pewność, że nie rosły gdzieś na drugim krańcu świata. I jak najmniej przetworzone, czyli praktycznie świeże, nawet nieumyte. Dlaczego? To oznacza, że zanim trafiły do sklepu, nie zużyto do ich przygotowania ogromnej ilości energii i wody. W ten sposób przysłużymy się również środowisku naturalnemu. Ale i zadbamy o zdrowie – gotowe dania czy półprodukty mogą zawierać składniki czy konserwanty, które, jak każde substancje chemiczne, nie są dla nas obojętne.
Jeśli mamy wybór, sięgajmy po produkty sprzedawane na wagę, a nie np. równo ułożone warzywa na styropianowych tackach, dodatkowo jeszcze owinięte folią. Nadmierne opakowywanie towarów to zmora naszych czasów. Dawniej handlowcy chętnie sięgali po papierowe torebki, mieli na ladzie sterty papierowych arkuszy. Dzisiaj z sentymentem można wspominać np. sklepy z odzieżą. Tam pakowanie było wręcz sztuką: wszystko było najpierw starannie składane, później owijane w szary papier i na koniec sznurowane papierowym sznurkiem. Tak jak pudełka z butami. Dzisiaj wszystko ląduje w kolorowej foliówce. Papier, nawet jeśli trafi na składowisko, rozkłada się od trzech do pięciu miesięcy. Plastikowy worek – nawet kilkaset lat.
Opakowania na pewno nie zaoferują nam na targowisku czy osiedlowym bazarku. Można tam znaleźć rolników czy ogrodników, którzy sprzedają własnoręcznie wyhodowane okazy warzyw czy owoców. Zapytajmy, w jaki sposób rosły, czy były nawożone w sposób naturalny. W ten sposób odwrócimy się plecami do intensywnego rolnictwa, w którym królują sztuczne nawozy i środki ochrony roślin, by wszystko było idealne.
Zakupy zrobione z głową to w dzisiejszych czasach nie tylko kwestia cen. W sklepie też można zrobić wiele gestów dla natury.
Zielony liść dla ekologicznej żywności
Wyższa szkoła jazdy, jeśli chodzi o zakupy, to sięganie po produkty rolnictwa ekologicznego. Łatwo je rozpoznać, bo są oznaczone specjalnym znakiem graficznym – zielonym ekoliściem, czyli unijnym znakiem.
Nie każdy może umieścić taką etykietę. Znak rolnictwa ekologicznego można stosować wobec żywności pochodzącej od takich producentów, przetwórców lub rolników, którzy spełniają wymagania specjalnej ustawy i posiadają certyfikat uprawnionej jednostki certyfikującej. A więc choćby nie używają nawozów chemicznych i pestycydów.
Znak znakowi nierówny, na prawidłowo sporządzonej etykiecie produktu ekologicznego powinny znaleźć się: nazwa i numer upoważnionej jednostki certyfikującej, której podlega producent, napis: "Rolnictwo ekologiczne System kontroli WE" lub "Produkt rolnictwa ekologicznego", a także nazwa i adres producenta, przetwórcy lub sprzedawcy.
Źródło: Internet
Napisz komentarz
Komentarze