Stare kamienice czy domki na osiedlach, które powstały przed laty są zwykle ogrzewane różnego rodzaju piecami. Jeśli w pobliżu jest sieć ciepłownicza, warto rozważyć, czy się do niej nie przyłączyć.
To przede wszystkim bardzo wygodne rozwiązanie, bo nie trzeba kupować węgla, dźwigać go z piwnicy, usuwać popiołu, pamiętać o przeglądach pieców czy przewodów kominowych. Jeśli skorzystamy z ciepła sieciowego, nie będziemy musieli martwić się, że grozi nam zatrucie tlenkiem węgla czy pożar. To także oszczędność czasu, bo zamiast mordować się z domowym paleniskiem, odkręcamy kaloryfer i gotowe.
Wiele osób przerażają jednak rosnące ceny ciepła. Wydaje im się, że mając własny piec, sami regulują, ile wrzucą do niego opału, a więc, ile przy tej okazji zaoszczędzą. Panuje mit, że np. w wielorodzinnym budynku nie ma się zbyt wielkiego wpływu na wysokość wydatków związanych z ogrzewaniem. To nieprawda, bo wystarczy obniżyć temperaturę w mieszkaniu o 1 stopień Celsjusza, by zużyć o 5 proc. mniej energii, czyli i płacić mniej. Im więcej osób w budynku tak zrobi, tym rachunki będą niższe. A więc, zamiast narzekać i otwierać okno, gdy w domu jest za ciepło, lepiej przykręcić kaloryfery. Możemy też wpłynąć na wysokość opłat wymieniając stare okna na nowe oraz instalując termostatyczne zawory grzejnikowe. Jeśli zdecydujemy się na przyłączenie do sieci, warto pomyśleć o skorzystaniu z automatyki pogodowej. W wielorodzinnym budynku trzeba do takiego rozwiązania namówić administrację. „Pogodynka” sprawi, że dostępność ciepła nie będzie zależała od pory roku, ale od temperatury zewnętrznej. Tym samym, budynek nie będzie przegrzewany i nie trzeba będzie płacić za utracone ciepło.
Poza tym, nad ceną ciepła sieciowego nie zależy wyłącznie od widzimisię producenta. Owszem, wiele zależy od tego, jakie są straty ciepła w sieci ciepłowniczej, sprawność produkcji ciepła czy wykorzystywanego opału i jego ceny. Niemniej opłaty za dostarczaną energię muszą przede wszystkim odzwierciedlać koszty ponoszone przez producent oraz niewielką marżę. Uważnie przygląda się temu Urząd Regulacji Energetyki, który musi zaakceptować propozycje cenowe ciepłowni zanim zaczną obowiązywać klientów.
Za przyłączeniem się do sieci przemawia również konieczność dbania o naturę oraz nasze zdrowie. Im mniej będzie dymiących kominów na dachach budynków czy małych kotłowni osiedlowych, tym lepsza będzie jakość powietrza, którym oddychamy. Owszem, duża ciepłownia to duży komin, ale systematyczne kontrole zarówno spalanego opału, jak i poziomu emisji spalin, pozwalają na bieżącą analizę jakości i ilości emitowanych do atmosfery gazów i innych zanieczyszczeń. Przedsiębiorstwa muszą bowiem spełniać wyśrubowane normy ochrony środowiska nie mogą podtruwać całej okolicy.
I jeszcze jedno – jeśli z miast ubędzie domowych pieców, to czystsze będą również elewacje budynków. Pyły, które wszystko brudzą, zimą widać gołym okiem, zwłaszcza na świeżym śniegu. Czasami aż trudno uwierzyć, ile sadzy może „wyprodukować” jeden niewinny komin na starej kamienicy.
Napisz komentarz
Komentarze