Teraz ma poprowadzić kwidzyńskich strażników, którzy nie mają szefa od czasu, gdy stanowisko to, także w atmosferze skandalu, opuścił Zbigniew Talarczyk.
Przypomnijmy, że poprzedni komendant kwidzyńskiej Straży Miejskiej – Zbigniew Talarczyk odszedł ze stanowiska po głośnej aferze. Robert Czekajski w podobny sposób pożegnał się z pracą na stanowisku komendanta w Prabutach. Co z tego wyniknie? Oby nie kolejna afera.
O błysk szprychy
Do konkursu na szefa kwidzyńskiej Straży Miejskiej stanęły 3 osoby. Do jej wyboru powołano komisję w skład której wchodzili zarówno przedstawiciele Rady Miasta: przewodniczący Kazimierz Gorlewicza, szefowa komisji bezpieczeństwa Izabela Wiśniewska oraz przedstawiciele Urzędu Miasta: sekretarz miasta Barbara Morus, gospodarz miasta Jolanta Grau oraz Andrzej Szpala, pełnomocnik burmistrza ds. bezpieczeństwa.
Jednak w toku rozpatrywania zgłoszeń jedna kandydatura została odrzucona ze względów formalnych. Okazało się bowiem, że kandydat nie potrafił udokumentować 3 lat pracy na stanowisku kierowniczym. Do drugiego etapu przeszły więc jedynie dwie osoby: Zbigniew Szczepański oraz Robert Czekajski.
-Szli ex aequo, ale doświadczenie policyjne Roberta Czekajskiego skłoniło komisję do wyboru właśnie jego kandydatury na to stanowisko – mówi Andrzej Krzysztofiak, burmistrz Kwidzyna. - Wygrał zatem o przysłowiowy błysk szprychy. Mam nadzieję, że wybór R. Czekajskiego na komendanta pozwoli na lepszą współpracę Straży Miejskiej i Policji. Liczę też, że wrócimy do wspólnych patroli Straży Miejskiej i Policji, co było bardzo dobrze odbierane przez mieszkańców.
Odwołany za brak kontroli
Przypomnijmy, że Robert Czekajski przez 20 lat pracował w Policji. Odszedł z pracy w atmosferze skandalu w ubiegłym roku po wybuchu afery w prabuckim komisariacie, którym wówczas kierował. W Prabutach dochodziło bowiem najprawdopodobniej do łamania prawa przez tamtejszych policjantów, którzy często stosowali przemoc wobec zatrzymywanych osób. We wrześniu doszło tam do śmiertelnego wypadku, w którym pod kołami ciężarówki zginął 48-letni mieszkaniec tego miasta. Okazało się, że wcześniej policjanci wywieźli go do lasu „za karę” i tam pozostawili bez butów. Po tym dramatycznym zdarzeniu zawrzało, a komentarze internautów i głosy mieszkańców Prabut pokazywały, że nie był to odosobniony przypadek.
Komendant Wojewódzki Policji najpierw zawiesił, a potem zdjął z funkcji Czekajskiego za „kompletny brak nadzoru nad jednostką”.
-Moim zdaniem obaj (mowa o R. Czekajskim oraz jego zwierzchniku M. Zapolskim) nie dorośli do pełnienia funkcji nadzorczych – stwierdził wówczas Krzysztof Starańczak, komendant wojewódzki policji w Gdańsku. - W tej robocie nie chodzi o wypełnianie kwitów, bo komisariatem lub komendą nie da się rządzić zza biurka. Oni nie wiedzieli co się dzieje w podległej im jednostce.
„Incydent” w Prabutach
Burmistrz Andrzej Krzysztofiak postanowił jednak powierzyć R. Czekajskiemu nieobsadzone stanowisko komendanta Straży Miejskiej.
-Wymogiem formalnym przy tego typu konkursach było również zasięgnięcie opinii komendanta wojewódzkiego – stwierdził A. Krzysztofiak. -Jego opinia nie wpływa na podejmowaną decyzję, ale trzeba ją poznać. Komendant Wojewódzki Policji pozytywnie ocenił pracę R. Czekajskiego w policji, choć decyzję o przydatności na to stanowisko pozostawił mojej osobie.
-Na pewno praca w policji to jakiś bagaż doświadczeń, które będę się starał wykorzystać w nowej pracy – mówi R. Czekajski. -To okres pracy z ludźmi, różnymi ludźmi. Mam nadzieję, ze tak jak mówi burmistrz, moja osoba pomoże rozwinąć współpracę Straży i Policji. Cieszę się też, że komendant powiatowy i wojewódzki dobrze ocenił moją pracę. Mam nadzieję, że prowadzone postępowanie pozwoli na wyjaśnienie incydentu w Prabutach i złego postępowania niektórych policjantów. Nie chcę oceniać tutaj winy, bo to jest sprawa sądu. Według mnie jednak sprawa źle prowadzona była od początku. Bo powinny tym zajmować się organy właściwe, sądy, a nie anonimowo wypowiadający się ludzie.
Pierwszą decyzją nowego komendanta jest deklaracja o pozostawieniu na stanowisku zastępcy Zbigniewa Szczepańskiego.
Gorący fotel komendanta
Zbigniew Talarczyk - poprzedni komendant Straży Miejskiej również odszedł z pracy w atmosferze skandalu. W listopadzie 2005 roku jego osobą zainteresowała się prokuratura, a po kilkumiesięcznym śledztwie postawiono mu 9 zarzutów. Zarzucano mu m.in., że: niewłaściwie prowadził gospodarkę finansową w zakresie rozmów telefonicznych (rachunki opiewały na bardzo duże sumy, dzwoniono też za granicę), zmuszał podwładnych do poświadczania nieprawdy i sam poświadczał nieprawdę (chodzi o anulowanie mandatów), udostępnił swoim dzieciom służbowe telefony komórkowe. Inne zarzuty to: niedopełnienie obowiązków służbowych wynikających z ustawy o ochronie danych osobowych, nieodpowiednie przechowywanie dokumentacji, m.in. na nośnikach elektronicznych. Grozi za to do trzech lat więzienia. Część zarzutów oddalono.
Prokurator domagał się kary 2 lat pozbawienia wolności w zawierzeniu na 4 lata, zakazu pełnienia funkcji kierowniczych w jednostkach samorządu gminnego przez 5 lat oraz 10 tys. zł grzywny.
W czerwcu wyrok sądu stwierdził winę oskarżonego, ale ze względu na jej znikomą szkodliwość społeczną, warunkowo umarza postępowanie. Zaznaczył jednak, że komendant jest winny w sprawach: wysokich rachunków telefonów służbowych, niewłaściwego przechowywania dokumentów oraz poświadczania nieprawdy w notatkach służbowych i anulowaniu mandatów.
Talarczyk pracował jako komendant Straży jeszcze kilka miesięcy po postawieniu mu zarzutów przez prokuraturę. Burmistrz Krzysztofiak jednak bagatelizował sytuację i ufał nadal swemu podwładnemu.
- Łatwo jest kogoś skrzywdzić i trudno jest taki błąd naprawić - mówił wówczas burmistrz. -Werdykt niezawisłego sądu przekonuje mnie do tezy, którą postawiłem w ubiegłym roku: poczekajmy, nie spieszmy się, nie ferujmy wyroków. Oczywiście, że były błędy, ale nie były to przestępstwa. Taki społeczny lincz dotyka nie tylko osobę, której dotyczy określona sprawa, ale całą rodzinę. Jest to odczuwalne zwłaszcza w takich miastach jak nasze. Bądźmy ostrożni w ferowaniu wyroków bo krzywdę można zrobić łatwo, ale naprawić ją bardzo trudno.
Dopiero emisja programu TVN Uwaga poświęconemu tej sprawie, w której zarzucono burmistrzowi "krycie" kolegi, spowodowała odejście Talarczyka na bezpłatny urlop. Burmistrz nie zdecydował się jednak na odsunięcie go od pracy wcześniej twierdząc, że przed wyrokiem sądowym nie ma takiej możliwości.
Napisz komentarz
Komentarze