wtorek, 4 marca 2025 18:55
Reklama

Łapię dźwięki

Rozmowa z Moniką Fedyk – Klimaszewską, artystką śpiewaczką, mezzosopranistką, pedagogiem, pomysłodawczynią i organizatorem cyklu „Oruńskie Koncerty Kameralne".
Łapię dźwięki

- Pani miłość do muzyki, do piosenki, zaczęła się bardzo wcześnie.

- Pochodzę z południa Polski, z Sanoka. Śpiewałam od dziecka. Już w pierwszej klasie szkoły podstawowej zwrócono uwagę na mój głos. Zostałam solistką chóru szkolnego. Często  występowałam na ważnych szkolnych akademiach, w domu kultury. Lubiłam scenę od dziecka, nie bałam się jej, nie miałam tremy. Zdobywałam nagrody na konkursach recytatorskich. Byłam „etatową” szkolną piosenkarką i recytatorką. W piątej klasie zostałam solistką zespołu estradowego, który prowadziła moja ciocia, aktorka, Ewa Duraczyńska, bardzo zdolna osoba; niestety już nie żyje. Z zespołem prowadziłam normalne życie koncertowe, chodziłam na próby, jeździliśmy na występy. W tym okresie osiągnęłam pierwsze ważne sukcesy wokalne, m. in. zostałam laureatką eliminacji dziecięcych Konkursu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Wychowałam się w  muzykalnej rodzinie i myślę, że miało to duży wpływ na moje zamiłowania wokalne. Mama grała na fortepianie i akordeonie. Tata obdarzony był ładnym głosem, na studiach śpiewał w chórach akademickich. W domu dziadków stało pianino, na którym od dziecka brzdąkałam. Rodzice szybko posłali mnie do szkoły muzycznej. Właściwie miałam zostać pianistką. Byłam uczennicą Liceum Muzycznego w Rzeszowie w klasie fortepianu. Wciąż interesował mnie  jednak śpiew i aktorstwo. Działałam prężnie w szkolnym kabarecie jako piosenkarka i recytatorka. Śpiewałam ballady Wertyńskiego i modną wówczas poezję śpiewaną – kompozycje do słów Leśmiana, Tuwima. Byłam solistką szkolnego zespołu swingowego, z którym wykonywałam przeboje Gershwina i standardy jazzowe. Zdobywałam nagrody w regionalnych konkursach recytatorskich i poezji śpiewanej. Nagrywałam dla radia. Przez jakiś czas uczyłam się śpiewu u znanej rzeszowskiej nauczycielki, pani Anny Budzińskiej, u której kształcił się później mój  kolega, artysta śpiewak, Paweł Skałuba. Jednak jeszcze wtedy nie myślałam o  śpiewie operowym.

- Zdawała pani na studia pianistyczne do Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku.

- Miałam nadzieję, że zostanę pianistką, ale los chciał inaczej. Prawdę mówiąc marzyłam też o aktorstwie – złożyłam papiery, ale terminy egzaminów pokryły się. Przyjęto mnie na Wydział Teorii i Kompozycji Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Studia bardzo mnie wciągnęły, ale mimo to nadal szukałam własnej drogi. Pociągała mnie scena i żywa muzyka. Na drugim roku studiów, wiedziona niezaspokojoną pasją wokalną, związałam się z  gdańskimi chórami. Najpierw - z Chórem Politechniki Gdańskiej, a potem zakwalifikowałam się do Scholi Cantorum Gedanensis, obecnego Polskiego Chóru Kameralnego, prowadzonego przez Jana Łukaszewskiego.  Praca w Scholi była ważnym i pięknym okresem mojego życia. Wyjazdy zagraniczne do Europy, USA i Kanady, ogrom przyjmowanych owacyjnie koncertów, najwyższe nagrody na światowych konkursach chóralnych. Wszystko to podsyciło moją pasję w kierunku śpiewu, tym razem skoncentrowaną już na muzyce klasycznej. Po dwóch latach śpiewania w chórze zdałam na studia wokalne i dostałam się do klasy wybitnej, nieżyjącej już Maestry – prof. Barbary Iglikowskiej.

- Miała pani szczęście obcować z wybitnym pedagogiem, niezwykłą artystką śpiewaczką, legendą polskiej sceny operowej.

- Należałem do jednej z ostatnich jej absolwentek. To była niezwykła kobieta o silnej, niezłomnej osobowości. Okres studiów w jej klasie był wielką szkołą życia. Miałam naprawdę wielkie szczęście, że trafiłam do jej klasy. Była ogromnym autorytetem wokalnym. Wiedziałam, że obcuję z mistrzynią wokalistyki. Oddałam się bez reszty pracy nad głosem, choć nie zawsze było łatwo. Pani profesor była już w bardzo podeszłym wieku, bywały chwile, że nie miała cierpliwości, denerwowała się, wpadała w nastroje. Miałam jednak świadomość, że muszę wytrwać i zdobyć to, co jest mi potrzebne w przyszłym życiu zawodowym – dobry warsztat wokalny.  Byłam bardzo zdeterminowana i przejęta tym, co robię. Pani profesor - widząc moje zaangażowanie - poświęcała mi wiele czasu.  Utkwiła mi w pamięci jako wspaniała osobą, niezwykle oddana swojej pracy. Kochała studentów, traktowała ich jak własne dzieci. Znałam wielu pedagogów, ale  dopiero ona nauczyła mnie prawdziwej pracy nad sobą i nad głosem. Zawdzięczam jej naprawdę bardzo wiele.

- Jaka na co dzień była Maestra?

- Z pozoru ostra, wymagająca, czasem nawet despotyczna i bezwzględna.  Jednak pod warstwą surowości kryła się ogromna dobroć i złote serce. Jeśli czuła w kimś talent, potrafiła oddać się zajęciom z tą osobą bez reszty. Kosztem siebie. Mało odpoczywała. Żyła pracą i sukcesami swoich wychowanków. Sama miała wspaniały głos, mezzosopran. Do dziś, choć minęło już przeszło 20 lat, mam w uszach piękne brzmienie jej głosu w śpiewie i w mowie. Pokazywała szlachetne, pełne blasku, dźwięki, które świdrowały w powietrzu jak iskry. Jakież to były dźwięki! Jej głos w mowie był niski, pełen dostojeństwa i powagi. Prawdziwa klasa! Emisja uczniów pani profesor była rozpoznawalna. Specyficzna, piękna, ciemna barwa i szlachetność brzmienia głosu, idealne legato, metal w głosie czyli dźwięczność, a przede wszystkim charakterystyczne brzmienie dolnych dźwięków. Pani profesor była specjalistką w  prowadzeniu mezzosopranów, a także barytonów i basów, lubiła niskie głosy. Dolne dźwięki skali uzyskiwała poprzez specyficzne zmieszanie rejestrów piersiowego i głowowego. Pięknie mieszała te rejestry i była w tym wielką mistrzynią. Jej szkoła wokalna to przykład prawdziwego włoskiego belcanta z domieszką szkoły rosyjskiej, pochodziła przecież z Odessy. Przykładała ogromną wagę do interpretacji, dykcji, zwracała uwagę na wykończenia fraz. To był po prostu Mistrz! Jej szkoła wokalna wyróżniała się od prowadzenia głosów przez innych pedagogów, co miałam możność zaobserwować na egzaminach, koncertach, kursach i konkursach wokalnych.

- Potrafi pani również komponować.

- Tak, uczyłam się kompozycji na studiach. Miałam skłonności do tworzenia muzyki filmowej. Nieraz siadam przy fortepianie i daję się ponieść komponowaniu. Żmudny jest jednak dla mnie sam proces zapisu kompozycji. Myślę, że przyjdzie taki czas, iż oddam się tej dziedzinie. Może skomponuję cykle pieśni?

- Ma pani na swoim koncie wiele wybitnych ról, które z najnowszych są dla pani najważniejsze?

- Ciekawym doświadczeniem był dla mnie udział w operze „Madame Curie” współczesnej kompozytorki, Elżbiety Sikory. Wykonywałam rolę dziennikarki amerykańskiej, Missy Maloney. Jest to kompletnie atonalna muzyka. Muszę jednak stwierdzić, że taka nowoczesna materia muzyczna wyzwala we mnie wyobraźnię twórczą, inspiruje mnie do poszukiwań w zakresie barw głosu, sposobów artykulacji, tworzenia kreacji aktorskiej. Łapię dźwięki z powietrza dzięki dobremu słuchowi muzycznemu. Wcześniejszym ważnym doświadczeniem był  mój udział w operze „Gwałt na Lukrecji” Benjamina Brittena, wystąpiłam w roli Bianki. Britten to moja fascynacja. Obroniłam doktorat i habilitację na temat muzyki wokalnej tego kompozytora. Ogromną rolę odegrał tu prof. Piotr Kusiewicz, który zachęcił mnie kiedyś do wykonania pieśni kabaretowych Arnolda Schönberga i właśnie Brittena. Od tego się zaczęło. Nagle poczułam w sobie zupełnie nowe możliwości wokalne i interpretacyjne. Odtąd stałam się bardziej kreatywna i odważna w swoich interpretacjach.

- Z sukcesem organizuje pani koncerty na osiedlu, na którym, pani, z rodziną, mieszka.

- Sprowadziliśmy się na Orunię Górną w 1999 roku. Jest to piękne, zadbane, nowoczesne osiedle, właściwie można by rzec - małe miasteczko, które pozbawione było wtedy działań kulturalnych o szerszym wymiarze. Znajdujący się na osiedlu kościół pw. św. Jadwigi Królowej zainspirował mnie przestronnym wnętrzem i bardzo dobrą akustyką. Postanowiłam zorganizować w nim stały cykl: „Oruńskie Koncerty Kameralne”. Udało mi się przekonać do swego pomysłu dwie spółdzielnie mieszkaniowe działające na osiedlu: „Południe” i „Orunia”, które koncerty finansują. Panowie prezesi: Sylwester Wysocki i Tadeusz Dorobek są bardzo otwarci na kulturę, wspierają mnie w projektach  artystycznych. Spotkania muzyczne odbywają się raz na dwa miesiące, mieszkańców na nie wyczekują.  Odbyły się już 24 koncerty, zróżnicowane tematycznie. Staram się przybliżać publiczności różne tematy, edukować muzycznie i artystycznie. Zauważam z przyjemnością, że widzowie stają się coraz bardziej wyrobieni, żywiołowo reagują na muzykę, przyjmują ją owacyjnie. 

- Frekwencja na każdym oruńskim koncercie jest ogromna.

- Kościół za każdym razem wypełnia się publicznością, wśród której są nie tylko mieszkańcy Oruni, ale i osoby przyjeżdżające z innych dzielniy i to mnie ogromnie cieszy. Otrzymujemy na koniec owacje na stojąco, co jest najwyższym dowodem uznania, a nam, artystom, sprawia to wiele radości i satysfakcji.  Wykonawcami są gwiazdy Opery Bałtyckiej – moi koledzy ze sceny operowej i nie tylko: Paweł Skałuba, Florian Skulski, Leszek Skrla, Grzegorz Kołodziej, Anna Fabrello, Julia Iwaszkiewicz, Ewa Alchimowicz-Wójcik, Jacek Szymański, Dariusz Wójcik. Zapraszani są instrumentaliści z Filharmonii Bałtyckiej im. Fryderyka Chopina, pedagodzy Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki, a także wybitni studenci. Sezon artystyczny kończy się w czerwcu.  Wystawiamy wówczas  przedstawienie operowe albo operetkowe w przekroju, w kostiumach, w światłach, w mojej reżyserii. Odbyły się już przedstawienia fragmentów: „Halki” i „Strasznego dworu” S. Moniuszki, „Carmen” G. Bizeta, „Barona cygańskiego” J. Straussa, „Wesela Figara” W.A. Mozarta. A ostatnio - „Madame Butterfly” G. Pucciniego. To było moje najpoważniejsze przedsięwzięcie. Artyści wystąpili w kostiumach i w pełnej charakteryzacji, w działaniach aktorskich wykorzystaliśmy przestrzeń świątyni.  Było cudownie. Publiczność  wzruszona nagrodziła nas wielkimi, nieustającymi brawami i okrzykami: „Dziękujemy!”. Po przerwie wakacyjnej, we wrześniu – kolejny koncert, tym razem jubileuszowy, 25, bardzo ważny i uroczysty. Z pewnością będzie to gala gwiazd. Już teraz serdecznie zapraszam!

- Koncerty – ogólnodostępne – organizuje pani także w uczelni.

- Od 2004 roku pracuję w Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki, na Wydziale IV Dyrygentury Chóralnej i Edukacji Muzycznej. Prowadzę zajęcia emisji głosu i metodyki nauczania. Pomimo tego, iż nie jest to wydział wokalny, staram się za wszelką cenę rozwijać młodzież w kierunku pięknego śpiewu, zaszczepiać w niej pasję wokalną. Wyłaniam talenty i pokazuję je szerszej, akademickiej publiczności. Organizuję koncerty studentów i pedagogów. Studenci są bardzo otwarci i chętni do pracy nad głosem, lubią występować. Kształtują się wśród nich prawdziwe osobowości sceniczne. To mnie ogromnie cieszy.

- Pani dzieci także mają zdolności muzyczne?

- Córka, szesnastoletnia Julia Klimaszewska, idzie w moje ślady.  Uczy się gry na klawesynie w klasie dr hab. Małgorzaty Skotnickiej w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. Fryderyka Chopina przy ul. Partyzantów we Wrzeszczu. Jest laureatką III nagrody w Ogólnopolskim Konkursie Klawesynowym im. Wandy Landowskiej. Od dwóch lat u Julii pokazał się operowy głos, mezzosopran. Byłam niezwykle zaskoczona, zdumiona - usłyszałam jakby swój głos, mój rodzaj śpiewania w innym ciele. Córka wyrosła w atmosferze mojej ciągłej pracy nad głosem, repertuarem, chodziła na moje koncerty, spektakle. A poza tym to geny, zdolności wrodzone. Teraz razem śpiewamy, muzykujemy, nawzajem sobie akompaniujemy, śpiewamy duety. Uczę córkę repertuaru, przekazuję jej swoje „kruczki” wokalne. Julia w swojej szkole muzycznej pobiera dodatkowe lekcje śpiewu solowego u dr Liliany Górskiej. Ma za sobą pierwsze solowe występy w kościołach gdańskich. Tego lata  jesteśmy obie zaproszone na festiwal „Muzyczne Dni Drozdowo-Łomża”, którego szefem artystycznym jest mój kolega – śpiewak, Jacek Szymański.  Wykonamy Barkarolę Offenbacha po francusku, duet z Magnificat Vivaldiego. Julia zaśpiewa  solo Ave Marię  Schuberta,  arię „Ombra mai fu” Haendla. Syn, Piotr, ma umysł ścisły, wybrał studia ekonomiczne na Uniwersytecie Gdańskim.

Monika Fedyk - Klimaszewska

Absolwentka Liceum Muzycznego w Rzeszowie (klasa fortepianu) oraz Akademii Muzycznej w Gdańsku, którą ukończyła z wyróżnieniem na dwóch kierunkach: wokalno-aktorskim (w klasie prof. Barbary Iglikowskiej) oraz kompozycji i teorii muzyki. Swoje umiejętności wokalne doskonaliła na wielu kursach mistrzowskich, m.in. u Andre Orlovitza z Kopenhagi. Pod koniec studiów otrzymała angaż solistki w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, z którą do dziś współpracuje.

Debiutowała partią Suzuki w operze Madama Butterfly Pucciniego. Wykreowała na gdańskiej scenie operowej wiele ról mezzosopranowych, do których należą: Amneris (Aida, Verdi), Azucena (Trubadur, Verdi), Fenena (Nabucco, Verdi), Jane Seymour (Anna Bolena, Donizetti), Olga (Eugeniusz Oniegin, Czajkowski), Magdalena (Rigoletto, Verdi), Flora (Traviata, Verdi), Jadwiga i Cześnikowa (Straszny dwór, Moniuszko), Missy (Madame Curie, Sikora) i wiele innych.

W roku 2002 wystąpiła w partii Cherubina w Weselu Figara Mozarta, zyskując uznanie krytyków. Wystąpiła także w premierze opery Benjamina Brittena Gwałt na Lukrecji (partia Bianki), zrealizowanej w kooprodukcji z TV Mezzo, na scenie Opery Bałtyckiej w Gdańsku (w reżyserii Petera Telihaya). W październiku 2009 roku znalazła się w obsadzie premierowej opery Ariadna na Naxos (partia Driady) i wzięła udział w spektaklu na Festiwalu Operowym w Seged na Węgrzech. Współpracowała z Teatrem Muzycznym Roma w Warszawie.

Podejmowała współpracę z wieloma wybitnymi dyrygentami, m.in.: Jerzym Maksymiukiem, Jerzym Katlewiczem, Wojciechem Michniewskim, Tomaszem Bugajem, Kai Bumanem, Andrzejem Straszyńskim, Tadeuszem Wojciechowskim i innymi. Gościła na festiwalach muzycznych i operowych, w tym na Festiwalu Operowym im. A. Didura w Sanoku, Bydgoskim Festiwalu Operowym, Sopockim Festiwalu Operowym, Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Organowej w Pelplinie oraz w Mikołajkach. Jej szeroki i wszechstronny repertuar obejmuje utwory począwszy od muzyki dawnej po muzykę współczesną. Wykonuje też wiele recitali pieśni (cykle). 

Od roku 2004 jest pedagogiem Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. W roku 2007 uzyskała stopień doktora i otrzymała stanowisko adiunkta. W roku 2010 została nominowana do Nagrody Miasta Gdańska w dziedzinie kultury Splendor Gedanensis. Otrzymała ponadto odznaczenie państwowe Zasłużony dla Kultury Polskiej, przyznane przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdana Zdrojewskiego. W styczniu 2011 uzyskała stopień doktora habilitowanego w dziedzinie sztuk muzycznych w zakresie dyscypliny artystycznej wokalistyka. W październiku 2011 otrzymała stanowisko profesora nadzwyczajnego Akademii Muzycznej w Gdańsku. (Źródło: www.operabaltycka.pl)



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 9°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1018 hPa
Wiatr: 46 km/h

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: StanleyTreść komentarza: Tusk wielokrotnie dawał wyraz, delikatnie mówiąc, niechęci do tego co poleskie i patriotyczne. zgodzę sie z Sp. Alboinem, że każdy może sie pomylić, błądzić, natomaist rzesza gawiedzi, któej to nie przeszkadza, albo nawet sie PODOBA, powinna budzić przerażenie.Źródło komentarza: BEZ STRACHU. Albin Siwak o Doladzie Tusku - szokujące wspomnienieAutor komentarza: BogdanTreść komentarza: Oszukują i faszerują. Nie papryczkowe ani malinowe tylko pestycydowe...Źródło komentarza: Nowy test Fundacji Pro-Test: Wszystkie sprowadzane z zagranicy pomidory zawierały pestycydyAutor komentarza: Westlake LoanTreść komentarza: Jestem szczerze wdzięczny Panu za poprowadzenie mnie właściwą drogą, która umożliwiła mi dzisiaj otrzymanie pożyczki po tym, jak oszuści oszukali mnie z pieniędzy. Jeśli znalazłeś się w skomplikowanej sytuacji i chcesz uzyskać pożyczkę od osoby godnej zaufania i uczciwej, nie wahaj się skontaktować z WESTLAKE LOAN pod adresem: [email protected] Telegram___https://t.me/loan59Źródło komentarza: Mężczyzna chciał zabić żonę siekierą. Później popełnił samobójstwo.Autor komentarza: RamparamTreść komentarza: Biedny łoś... ale prawdziwe losie to urzędasy i weterynarze, którym jak widać się nie chciało zareagować. W sumie db że nikt nie zastrzelił zwierzaŹródło komentarza: Ranne zwierzę i „spychologia”. Nikt nie chciał pomóc łosiowi...Autor komentarza: RobTreść komentarza: Niech się sam utopi... Prawie dożywocie, w sume za głupote... Ludzie słabo wyceniają swoje zycie ;-1Źródło komentarza: Recydywista groził pobiciem i utopieniem. Grozi mu 18 lat za kratami
Reklama