Według dokumentów, które trafiły do sądu lustracyjnego w 2000 r., Aleksander Kwaśniewski został zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o pseudonimie "Alek". Powtórzenie tej informacji przez prezesa IPN Janusza Kurtykę w wywiadzie dla dziennika "Polska" wywołało ostre reakcje posłów SLD.
- Opowieść prezesa Kurtyki o Aleksandrze Kwaśniewskim jest w całości zmyślona - grzmiał Wojciech Olejniczak, szef klubu parlamentarnego SLD. Zdaniem polityków lewicy, sprawę przeszłości Kwaśniewskiego zamknął wyrok sądu lustracyjnego z 2000 r., który uznał, że były prezydent nie był agentem. Jednak sprawa nie jest tak oczywista, jak przedstawiają ją posłowie Sojuszu, o czym świadczy uzasadnienie wyroku lustracyjnego oraz fakt odnajdywania nowych dokumentów dotyczących byłego prezydenta.
TW "ALEK”
Mimo że od procesu lustracyjnego Aleksandra Kwaśniewskiego i wyroku, który zapadł 10 sierpnia 2000 r., upłynęło blisko dziewięć lat, na próżno szukać w medialnych archiwach opisu uzasadnienia wyroku i jego głębokiej analizy.
Sąd Lustracyjny stwierdził w orzeczeniu, że Kwaśniewski był zarejestrowany jako tajny współpracownik służb specjalnych PRL o pseudonimie "Alek". Sąd dysponował dokumentami, ekspertyzami i zeznaniami Antoniego Zielińskiego, dyrektora archiwów Urzędu Ochrony Państwa.
Według posiadanych przez Urząd Ochrony Państwa dokumentów Aleksander Kwaśniewski został zarejestrowany 23 czerwca 1982 r. przez Wydział XIV Departamentu II pod nr. 72204 w kategorii "zaba", czyli zabezpieczenie. 29 czerwca 1983 r. zmieniono kategorię rejestracji na TW pseudonim "Alek".
3 grudnia 1983 r. przeniesiono rejestrację na stan wydziału VII departamentu III MSW. 7 września 1989 r. dokonano wyrejestrowania z powodu rezygnacji. Podstawa rejestracji to zapis w pozycji nr 72204 dziennika rejestracyjnego sieci agenturalnej MSW.
Sąd stwierdzając, że nie ma dowodów na to, że ówczesny prezydent złożył fałszywe oświadczenie lustracyjne, oparł się na obowiązującym wówczas orzecznictwie. Chodzi o wyrok Trybunału Konstytucyjnego z listopada 1998 r., w którym TK przesądził o legalności lustracji (ustawę wcześniej zaskarżył urzędujący prezydent Aleksander Kwaśniewski). TK zaznaczył, że aby sąd mógł uznać kogoś za tajnego współpracownika, musi zaistnieć łącznie pięć przesłanek: współpraca musiała mieć charakter świadomy i tajny; nie mogła ograniczać się do deklaracji woli, lecz miały się na nią składać konkretne działania; współpracownik musiał utrzymywać stałe kontakty ze służbami, które odbywały się w ramach operacyjnego zdobywania informacji; i podejmować konkretne działania w tym kierunku.
Wydając wyrok w sprawie lustracyjnej Aleksandra Kwaśniewskiego, oparł się właśnie na tym orzeczeniu.
Były prezydent utrzymuje, że to nie on był tajnym współpracownikiem, który figuruje w dokumentach. - TW "Alkiem" nie byłem. Zostało to potwierdzone przez sąd lustracyjny w roku 2000 - powiedział niedawno Aleksander Kwaśniewski w wywiadzie dla RMF FM, stwierdzając, że wie, kim był TW "Alek", ale nie powie, o kogo chodzi.
W związku z tą wypowiedzią warto przypomnieć fragment uzasadnienia, które wygłosił w 2000 r. przewodniczący składu orzekającego sądu lustracyjnego: – Z dziennika rejestracyjnego wynika, że w 1982 r. pod pozycją 72204 dokonano „zabezpieczenia operacyjnego”, a w 1983 r. zmieniono kwalifikację, przyjmując, iż jest to tajny współpracownik o ps. ALEK. Zarówno zabezpieczenie, jak i zmiana kwalifikacji dotyczą pana Aleksandra Kwaśniewskiego – uzasadniał sędzia Grzegorz Karziewicz.
Kluczący esbecy
W procesie lustracyjnym Aleksandra Kwaśniewskiego zeznawało pięciu funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Generał Krzysztof Majchrowski karierę zaczynał w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego w 1952 r. Przeszedł niemal wszystkie szczeble kariery w SB – w latach 80. był m.in. dyrektorem III departamentu MSW.
W latach 1989–1990 jako dyrektor Departamentu Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa wskazywał, które dokumenty należy zniszczyć. W trakcie procesu lustracyjnego Aleksandra Kwaśniewskiego był on przesłuchiwany w domu ze względu na zły stan zdrowia. W październiku 2000 r. gen. Majchrowski zastrzelił się, zostawiając list pożegnalny. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów, która prowadziła śledztwo, nie dopatrzyła się udziału osób trzecich.
Podczas przesłuchania przez sąd lustracyjny generał Majchrowski zeznał, że Kwaśniewski nie był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Alek". Podczas przesłuchania w domu powiedział, że gdy był dyrektorem, nigdy nie zetknął się z informacją, która pochodziłaby od Aleksandra Kwaśniewskiego. Stwierdził, że jest nie do pomyślenia, by nie wiedział, że redaktor naczelny jakiegoś pisma był współpracownikiem SB. Jednocześnie gen. Majchrowski zeznał, że agent o pseudonimie "Alek" pracował w "Życiu Warszawy". Prowadził go funkcjonariusz SB Zygmunt Wytrwał, którego zadaniem było kontrwywiadowcze zabezpieczenie środowisk dziennikarskich.
Początkowo Zygmunt Wytrwał kluczył i dawał wymijające wypowiedzi. Po zeznaniach gen. Majchrowskiego przyznał, że miał agenta w kierownictwie redakcji "Życia Warszawy" oraz „źródło piszące” w "Sztandarze Młodych". Przyznał, że w 1982 r. dokonał „zabezpieczenia operacyjnego” Aleksandra Kwaśniewskiego, ale nie poinformował go o tym fakcie i nie nadał mu żadnego pseudonimu. Stwierdził, że przychodził do redakcji "Sztandaru Młodych", przedstawiał się sekretarce własnym nazwiskiem, ale nie mówił, że jest z SB. Pochodzące od Kwaśniewskiego informacje spisywał i w formie służbowych notatek przekazywał swojemu przełożonemu do akceptacji.
Już po zakończeniu procesu lustracyjnego, 1 lutego 2001 r., Wytrwał znalazł pracę w Banku Współpracy Europejskiej, w którym wówczas udziały miał Aleksander Gudzowaty. Według informatorów "Rzeczpospolitej" Wytrwała do pracy miał rekomendować Andrzej Gdula, szef zespołu doradców w Kancelarii Prezydenta RP.
"Jeden z najbardziej zaufanych ludzi Aleksandra Kwaśniewskiego, współpracujący z nim w rozmaitych rolach od ponad 12 lat. Zwłaszcza w dziedzinach, za które bezpośrednio odpowiada, czyli w sprawach bezpieczeństwa wewnętrznego Polski i branży energetycznej, człowiek, który rozdaje wiele ważnych kart" - pisał w styczniu 2002 r. tygodnik "Przegląd".
Po odejściu z BWE, które nastąpiło 31 stycznia 2002 r., Zygmunt Wytrwał trafił do spółki EuroPolGaz, w której udziały ma Aleksander Gudzowaty.
Kolejnym świadkiem w procesie był funkcjonariusz SB Kazimierz Janus. Zeznał on, że najcenniejszym agentem wśród dziennikarzy było "źródło piszące", które pisało opracowania dla bezpieki. Jako "źródło piszące", przekazujące informacje z kolegiów redakcyjnych w "Życiu Warszawy", Kazimierz Janus wskazał na "Alka".
Florian Uryzaj, były zastępca naczelnika VII wydziału departamentu III MSW (zeznawał także na procesie Małgorzaty Niezabitowskiej) zeznał, że agent o pseudonimie „ALEK” to nie Kwaśniewski. Powiedział, że gdyby nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego pojawiło się w materiałach SB w charakterze źródła, on by o tym wiedział i pamiętał to. Dodał, że redakcje, którymi w latach 80. kierował Kwaśniewski "Sztandar Młodych" oraz „itd” – nie były przedmiotem aktywnego rozpracowania SB.
Powołany przez Aleksandra Kwaśniewskiego świadek – Waldemar Mroziewicz, w latach 80. archiwista w MSW, do 1997 r. szef archiwów UOP, do 1990 r. w SB, współodpowiedzialny za niszczenie akt bezpieki na przełomie lat 80. i 90., wypowiadał się na temat autentyczności dokumentów. Podobnie jak jego koledzy z SB stwierdził, że Aleksander Kwaśniewski nie był TW „Alkem”.
Krzysztof Mroziewicz w latach 1998-2002 był ekspertem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W 2005 r. mianowano go szefem biura rzecznika interesu publicznego – sprawa wywołała tak ogromne kontrowersje, że nastąpiło odwołanie Mroziewicza z tej funkcji.
Nowe dokumenty
W archiwach odnajdywane są nowe dokumenty dotyczące byłego prezydenta, co nie jest niczym nadzwyczajnym, biorąc po uwagę ogrom dokumentacji przekazanej do IPN oraz to, że w Urzędzie Ochrony Państwa już po procesie lustracyjnym Kwaśniewskiego odkrywano nieznane materiały.
– Po około dziesięciu miesiącach od wyroku otrzymałem nowe dokumenty dotyczące Aleksandra Kwaśniewskiego. Niestety, nie mogę ujawnić, co w nich było, ponieważ zostały objęte klauzulą „ściśle tajne” – stwierdził Bogusław Nizieński, były rzecznik interesu publicznego.
Jeden z takich dokumentów dotyczy wydarzeń z końca lat 80., których kulisy ujawniła zdjęta niedawno z anteny TVP „Misja specjalna” pod redakcją Anity Gargas.
W dokumencie, który nosi datę 3 września 1988 r., czytamy:
„Melduję, że w 229-osobowym składzie ekipy narodowej udającej się na igrzyska olimpijskie w Seulu uplasowano 29 osobowych źródeł informacji różnej kategorii: 3 TW (tajny współpracownik), 1 konsultant, 1 KS, czyli kontakt specjalny – w ścisłym kierownictwie ekipy”.
Od zakończenia procesu lustracyjnego Aleksandra Kwaśniewskiego w archiwach odnajdywane są nieznane dokumenty, dotyczące działalności byłego prezydenta w latach osiemdziesiątych, m.in. jako działacza młodzieżowego i dziennikarza. Wśród autorów notatek są funkcjonariusze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych kierowanego przez Czesława Kiszczaka.
Z dokumentów wynika, że w kierownictwie polskiej delegacji byli: prezes PKOl, minister Kwaśniewski, szef misji olimpijskiej dr Stefan Paszczyk, zastępca szefa misji, szef zespołu sportowego Janusz Tracewski, attaché olimpijski dr Zygmunt Szulc, sekretarz generalny PKOl Janusz Pawluk, szef zespołu organizacyjnego Zbigniew Sikora oraz szef zespołu medycznego Zbigniew Rusin.
Dziennikarze „Misji specjalnej” dotarli do dokumentów sprawy o kryptonimie „Seul”. Wynika z nich, że pracownicy i współpracownicy Służby Bezpieczeństwa stanowili 10% polskiej delegacji na igrzyska olimpijskie w Seulu (1988). O efektach swoich działań informowali bezpośrednio ówczesnego szefa PKOl Aleksandra Kwaśniewskiego, który z własnej woli spotykał się z oficerami Służby Bezpieczeństwa pilnującymi polskich sportowców podczas olimpiady w Seulu.
SB informowała Kwaśniewskiego o swoich podejrzeniach co do poszczególnych sportowców. Relacjonowała mu, że zdobywca olimpijskiego złota w Moskwie – Władysław Kozakiewicz, który przybył do Seulu z Niemiec, gdzie wówczas mieszkał, może namawiać polskich kolegów do pozostania za granicą.
Wiadomo, że nie odnaleziono wszystkich archiwów dotyczących byłego prezydenta. Być może część dokumentów przepadła bezpowrotnie. Te, które odnaleziono, zostaną wkrótce opisane w biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej w analitycznym materiale dotyczącym Aleksandra Kwaśniewskiego.
Dorota Kania (Gazeta Polska)
Reklama
Był sobie TW ALEK - to pseudonim agenta Aleksandra?
Zdaniem polityków lewicy, sprawę przeszłości Kwaśniewskiego zamknął wyrok sądu lustracyjnego z 2000 r., który uznał, że były prezydent nie był agentem. Jednakże nowe dokumenty dowodzą, że ALEK to b. prezydent - czytamy w Gazecie. Dziennikarze „Misji specjalnej” dotarli do dokumentów sprawy o kryptonimie „Seul”.
- 15.04.2009 00:00 (aktualizacja 20.08.2023 17:04)
Napisz komentarz
Komentarze