czwartek, 28 listopada 2024 18:56
Reklama
Reklama

Aktorstwo jest tajemnicą

TRÓJMIASTO. Rozmowa z Wandą Neumann, wybitną, cenioną aktorką teatru polskiego, telewizji i filmu, od 1973 roku związana z Teatrem „Wybrzeże”, aktualnie występującej w przedstawieniach „Posprzątanie” i „Dar z nieba”, obchodzącą 40 – lecie pracy artystycznej.
Aktorstwo jest tajemnicą
- Ma pani w rodzinie artystyczne tradycje?
- Dom jest podstawą, z której się czerpie wszystkie soki. Mama zadbała abyśmy wszyscy – ja siostry, brat, grali na instrumentach. Dziadek, Czesław Przyłucki był  wyjątkową postacią – skrzypek multiinstrumentalista. Rodzinna legenda. Dzięki niemu moja córka, Ewelina została skrzypaczką, a moja siostra – pianistką. Ukończyłam klasę fortepianu w Liceum Muzycznym w Poznaniu, uczyłam się też gry na skrzypcach. Siostra mamy, Lena Przyłucka jako adeptka występowała w teatrze gnieźnieńskim. Jej opowieści o teatrze poruszyły moją wyobraźnię. Zainteresowałam się filmem, jak każda nastolatka. Zdałam – za pierwszym razem - egzamin do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi. Z perspektywy czasu widzę, że spotkania z ludźmi są podstawą egzystencji. Dla aktora ważna jest nie tylko widownia, maszyneria teatralna, kostium, charakteryzacja... Najważniejsi są ludzie – często wybitni – pisarze, malarze, filozofowie, reżyserzy, z którymi mamy do czynienia.

- Nie od razu trafiła pani do Gdańska.
- Po dyplomie zaczęłam pracować w Teatrze Polskim. Trafiłam na wybitną reżyserkę  i wyjątkowego człowieka – na  Izabellę Cywińską. Zagrałam rolą Elżbiety de Valois w „Don Carlosie” Schillera. Wystąpiłam w roli Elektry w tragedii Sofoklesa i Smugoniowej w „Uciekła mi przepióreczka”. To mnie ukształtowało i później promieniowało na dalsze lata pracy. Wspominam Izę z sentymentem, by nie powiedzieć – z miłością artystyczną. Jest matką chrzestną mojego aktorstwa. Cieszę się, że objęła dyrekcję Teatru „Ateneum” po wielkim aktorze, mistrzu, Gustawie Holoubku. W ciągu trzech pierwszych lat pracy zagrałam role, o których większość początkujących aktorów może tylko pomarzyć. Zdobyłam I Nagrodę i Nagrodę Dziennikarzy na dziesiątych Kaliskich Spotkaniach Teatralnych, wielokrotnie - nagrody publiczności.

- Jak zetknęła się pani ze Stanisławem Hebanowskim?
- W Teatrze Polskim w Poznaniu był kierownikiem literackim. Aktywny, wspaniale działał, dobry duch teatru. Kochał aktorów. Na krótko odeszłam do Teatru Nowego w Łodzi”. Stulek, bo tak o nim w środowisku teatralnym mówiono, został dyrektorem artystycznym w Teatrze „Wybrzeże”. Przyjechał do Łodzi, zaproponował mnie i mojemu mężowi, Wiesławowi Nowickiemu, przejście do teatru na Targu Węglowym. Dostałam konkretną rolę – Dziewczynki w „Śnie” Felicji Kruszewskiej. To postać, o której można powiedzieć Kordian w spódnicy.

- Jaki pozostał w pani pamięci?
 - Był erudytą i niesłychanie wrażliwym człowiekiem. Rzadko zdarza się spotkać kogoś o tak szerokiej i imponującej wiedzy teatralnej i muzycznej. Wyszukiwał dramaty zapomniane, od dawna nie wystawiane. ”Sen” był jednym z jego odkryć. Dzięki temu, że przeniosłam się do Gdańska, miałam okazję zagrania w jego repertuarze - ciekawym, oryginalnym. Wystąpiłam w trudnych  rolach, na przykład - Podstoliny w „Zemście” Fredry, Klarci w „Cyganerii Warszawskiej” Nowaczyńskiego, Walentyny w „Zeszłego lata w Czulińsku” Wampiłowa, zagrałam w „Starej cegielni” Jarosława Iwaszkiewicza, w „Teatrze Odwiecznej Wojny” Jewreinowa i in. Teatr Hebanowskiego i jego filozofia to wciąż wartości inspirujące.

- Co najistotniejsze było w jego filozofii teatru?
- W sztukach reżyserowanych przez niego i przez jego przyjaciela, Jerzego Kreczmara najważniejsza była myśl. Hebanowski lubił jak aktor wyrażał rzeczy nie wypowiedziane, które są tajemnicą. Wybierał aktorów potrafiących mieć magiczność w sobie. Z Marianem Kołodziejem bardzo pięknie się dogadywał. W inscenizacjach plastycznych Kołodzieja rozgrywały się wielkie ludzkie dramaty, których architektem był Hebanowski. To był teatr wielki i wspaniały Trzymam się tego etosu, staram się nie tracić bogactwa, które przez lata udało mi się zbudować.

- Jak pracuje się pani z nowym dyrektorem Teatru „Wybrzeże” Adamem Orzechowskim?
- Mieliśmy okazję wcześniej spotkać się na naszej scenie, kiedy pracował tu jako reżyser. To artysta utalentowany i ciekawy a jednocześnie człowiek o wielkiej kulturze osobistej, delikatności i obyciu. Te cechy prywatne teraz mają szczególne znaczenie.  W jego reżyserii grałam Dulską w „Moralności pani Dulskiej” i Alicję w „Tańcu śmierci” Strindberga. Ważne spektakle, dla mnie ważne role. Orzechowski objął dyrekcję Teatru „Wybrzeże” w trudnym momencie, wykonuje mozolne prace organizacyjne. Myśli logicznie i pragmatycznie. Tak jak kiedyś Antoni Biliczak budował teatr i oddał go do pracy reżyserom tak i on teraz próbuje teatr postawić na nogi. Z ofiarnością reorganizuje i rekonstruuje instytucję, pewne rzeczy tworzy na nowo. Bo teatr to machina, która od szczegółu musi działać. Wystarczy wejść do naszego teatru i zmiany się czuje. Teraz nie jest tak, że możemy w śmietniku pracować. Wierzę, że po uporządkowaniu wszystkich niezbędnych rzeczy będzie bardzo mocno funkcjonował jako twórca.

- Wanda Neumann znana jest z małego i wielkiego ekranu.
- Dla filmu odkryła mnie Anna Sokołowska. Na trzecim roku studiów aktorskich dostałam rolę główną, w jej filmie, „Anna, Julia, Genowefa”. Potem zagrałam bardzo wiele ról. Niektóre z nich miały specjalne znaczenie, nie tylko dla mnie. Nie zapomnę pracy  nad filmem „Znicz olimpijski” w Zakopanem. Grałam wybitną narciarkę i wielką patriotkę, Helenę Marusarzównę. Odbywałam frapujące rozmowy z „Dziadkiem” – bratem Heleny, legendarnym narciarzem, Stanisławem Marusarzem. Ci ludzie to jakby sól ziemi polskiej, sól Podhala. Osobnym rozdziałem był udział w filmach Stanisława Różewicza. Zagrałam u niego Hankę w „Samotności we dwoje” i Krystynę  w „Drzwiach w murze”.  Piękna i twórcza, rozwijająca mnie współpraca. Różewicz jest czuły na ludzkie sprawy; stosując oszczędne środki wyrazu potrafi opowiedzieć o dramatach i nadziejach człowieka.

- Ma pani na swoim koncie ponad trzydzieści ról w Teatrze Telewizji.
- Przez wiele lat współpracowałam z reżyserem Jerzym Afanasjewem. Najważniejszym naszym wspólnym osiągnięciem był „Młyn na wzgórzu” Gjellerupa, za rolę Lizy dostałam Nagrodę Teatralną Wojewody Gdańskiego Jerzego Kołodziejskiego. W telewizji z konieczności realizował widowiska realistyczne, odnosząc spore sukcesy, ale przecież jego wyobraźnia była surrealistyczna. Należy tylko żałować, że nie mogła ona eksplodować w telewizji, ale takie były czasy. Autorskie projekty naszego „Afanasjeffa z Sopotu”, jak podpisywał swoje opowiadania w „Przekroju”, były odrzucane.

- O których z ról filmowych najchętniej pani mówi?
- Istotnym momentem w mojej karierze filmowej był także udział w trzyodcinkowym filmie telewizyjnym, polsko-francuskim „Maria Curie.” Zagrałam siostrę uczonej – lekarkę Bronisławę Dłuską, wybitną społecznicę, która zakładała między innymi sanatorium w Zakopanem.  Poznawanie biografii tych ludzi, zaznajomienie się z mało znanymi faktami z ich życia, poznanie ich postaw, to bardzo ważne nie tylko dla aktora, To działa ożywczo, pobudza wyobraźnię i kształtuje myślenie. Zamykając „filmowy rozdział” wspomnę jeszcze o moim udziale w popularnych serialach telewizyjnych. Grałam w wielu produkcjach tego typu - w „Radio Romans, „Na dobre i na złe”, w „Pensjonacie pod Różą”, w „Sąsiadach” i „Lokatorach” a ostatnio w „Kryminalnych”. Ta praca była z jednej strony rodzajem relaksu artystycznego, ale z drugiej – rzetelną próbą, aby zawsze starać się budować postaci, które coś powiedzą widzowi o naturze ludzkiej, niekiedy o śmiesznostkach człowieka. Ale takie nasze zadanie – bywa czasem, że trzeba wyśmiać to, co w nas marne i wątpliwe.....

- Jakie ma pani refleksje w związku z jubileuszem?
- W moim stosunku do aktorstwa zawsze było wiele pogody i optymizmu. To piękny i zagadkowy  zawód, on nie kończy się dopóki aktor istnieje. Można pokazać człowieka młodego, średniego, starego i bardzo starego. Im więcej doświadczeń, wiedzy się zdobędzie, tym jest bogatsze to, co się daje widzom. A zawsze chodzi o to, by powiedzieć to, czego widz nie wie – aby uchylić rąbek tajemnicy duszy ludzkiej...

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
zamglenia

Temperatura: 6°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1012 hPa
Wiatr: 7 km/h

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: StanleyTreść komentarza: Tusk wielokrotnie dawał wyraz, delikatnie mówiąc, niechęci do tego co poleskie i patriotyczne. zgodzę sie z Sp. Alboinem, że każdy może sie pomylić, błądzić, natomaist rzesza gawiedzi, któej to nie przeszkadza, albo nawet sie PODOBA, powinna budzić przerażenie.Źródło komentarza: BEZ STRACHU. Albin Siwak o Doladzie Tusku - szokujące wspomnienieAutor komentarza: BogdanTreść komentarza: Oszukują i faszerują. Nie papryczkowe ani malinowe tylko pestycydowe...Źródło komentarza: Nowy test Fundacji Pro-Test: Wszystkie sprowadzane z zagranicy pomidory zawierały pestycydyAutor komentarza: Westlake LoanTreść komentarza: Jestem szczerze wdzięczny Panu za poprowadzenie mnie właściwą drogą, która umożliwiła mi dzisiaj otrzymanie pożyczki po tym, jak oszuści oszukali mnie z pieniędzy. Jeśli znalazłeś się w skomplikowanej sytuacji i chcesz uzyskać pożyczkę od osoby godnej zaufania i uczciwej, nie wahaj się skontaktować z WESTLAKE LOAN pod adresem: [email protected] Telegram___https://t.me/loan59Źródło komentarza: Mężczyzna chciał zabić żonę siekierą. Później popełnił samobójstwo.Autor komentarza: RamparamTreść komentarza: Biedny łoś... ale prawdziwe losie to urzędasy i weterynarze, którym jak widać się nie chciało zareagować. W sumie db że nikt nie zastrzelił zwierzaŹródło komentarza: Ranne zwierzę i „spychologia”. Nikt nie chciał pomóc łosiowi...Autor komentarza: RobTreść komentarza: Niech się sam utopi... Prawie dożywocie, w sume za głupote... Ludzie słabo wyceniają swoje zycie ;-1Źródło komentarza: Recydywista groził pobiciem i utopieniem. Grozi mu 18 lat za kratami
Reklama