To jednak nie koniec sprawy, bo śledczy badają też inne wątki. Niewykluczone, że kolejne osoby z mieszkaniówki zostaną pociągnięte do odpowiedzialności karnej.
W piątkowy poranek, tuż po otwarciu biur, w Spółdzielni Mieszkaniowej pojawili się policjanci z biegłym księgowym. Mieszkaniówkę zamknięto. Przed drzwiami postawiono funkcjonariusza, żeby nikt niepowołany policji nie przeszkadzał. W środku piętnastu funkcjonariuszy zabezpieczało i pakowało dokumenty.
Kasjerka w eskorcie policji
Po pięciu godzinach na chojnicką komendę przewieziono dwie kobiety. Księgową i osobę pracującą na umowę-zlecenie, która w Spółdzielni sprawdzała kartoteki dotyczące wkładów mieszkaniowych. Po kilkudziesięciu minutach w eskorcie policji biurowiec opuściła główna podejrzana. To kasjerka Danuta L. Dwie pierwsze panie po złożeniu wyjaśnień zostały zwolnione do domów. Kasjerce postawiono zarzuty.
Przyznała się
45-letnia mieszkanka Chojnic miała wyprowadzić z kasy Spółdzielni aż 416 tys. zł. Przyznała się do winy. Proceder miał trwać od 2003 r. Kasjerka miała rzekomo wystawiać fałszywe dokumenty wypłaty pieniędzy i inkasować kwoty związane z przekształcaniem mieszkań. Wiadomo też, że nie robiła tego sama. Miała mieć wspólniczkę, która według prokuratury mogłaby też mieć postawione zarzuty, ale kobieta już nie żyje. Prokuratura nie chce wypowiadać się na jej temat.
To nie koniec
Policja w piątek wywiozła ze Spółdzielni całego busa zabezpieczonych dokumentów. Będzie je badał biegły. Potrwa to co najmniej trzy miesiące. Niewykluczone, że później do odpowiedzialności karnej zostaną pociągnięte kolejne osoby. Prokurator rejonowy Mieczysław Brunke wskazuje tu na obowiązek nadzoru nad pracą kasjerki. – Będziemy chcieli sprawdzić, jak mogło dojść do tego, że przez tak długi czas w Spółdzielni nikt niczego nie zauważył – mówi.
Były kontrole
Tym bardziej, że jak wynika z przesłanego do nas oświadczenia prezesa Spółdzielni Wiesława Odyi co roku finanse spółdzielni były szczegółowo badane przez biegłych rewidentów i nigdy nie zauważono nieprawidłowości. Prezes mówi, że to dlatego, że sfera wkładów mieszkaniowych tak szczegółowej kontroli nie podlegała. Prezes dodaje, że te 416 tysięcy złotych nie mają wpływu na bieżącą działalność Spółdzielni.
Wypuszczona za poręczeniem
Danuta L. zdążyła już naprawić część szkody. Wpłaciła do kasy Spółdzielni ponad 180 tys. zł. „Czasowi Chojnic” udało się dowiedzieć, że zadeklarowała też sprzedaż mieszkania i domu. Chce współpracować ze śledczymi. Prokuratura wypuściła podejrzaną. Zastosowała wobec niej środek zapobiegawczy w postaci poręczenia majątkowego w wysokości 15 tysięcy złotych. Śledczy zakazał też kasjerce wykonywania zawodu.
Pracowała tu długo
Jak udało nam się ustalić, Danuta L. pracowała w chojnickiej Spółdzielni Mieszkaniowej od 1988 roku. Siedziała w okienku kasowym. Od jakiegoś czasu prowadziła też ajencję jednego z banków, który obsługiwał konto Spółdzielni. Z naszych rozmów z pracownikami mieszkaniówki wynika, że nigdy nie było nawet cienia podejrzeń wobec Danuty L. Potwierdza to też prezes i jego zastępca. Jak wynika z naszych ustaleń, nieprawidłowości w finansach mogła zauważyć jedna z pracownic sektora finansowego Spółdzielni. Reszta to efekt śledztwa chojnickiej policji. W poniedziałek Danuta L. została dyscyplinarnie zwolniona z pracy w Spółdzielni.
Reklama
Kasjerka przyznała się do przywłaszczenia 416 tys. zł
CHOJNICE. Gigantyczna afera w Spółdzielni Mieszkaniowej. Proceder mógł trwać nawet pięć lat. W Spółdzielni ponoć nikt o tym nie wiedział. Przez ten okres kasjerka miała wyprowadzić ze Spółdzielni ponad czterysta tysięcy złotych. Przed prokuratorem przyznała się do przestępstwa i obiecała naprawić szkodę.
- 15.05.2008 15:11 (aktualizacja 01.04.2023 08:14)
Napisz komentarz
Komentarze