- Na ostatniej sesji Rady Miasta Gdańska prezydent Paweł Adamowicz złożył raport z wykonania budżetu za ubiegły rok i po raz dziesiąty uzyskał absolutorium.
- Nie byłbym optymistą. Fakt niewykonania budżetu w stu procentach dowodzi, że nie dość, że wydatki źle zaplanowano, to jeszcze na drodze stanęły przeszkody, żeby zadania zrealizować. W chwili obecnej zasilanie budżetu miasta w środki unijne w sposób wydatny zwiększa realne możliwości realizacji projektów miejskich. I proszę, z tego nie w pełni skorzystano przy wykonywaniu inwestycji.
- A nadwyżka budżetowa za ubiegły rok w wysokości 11,4 miliona złotych?
- Nie jest to podstawa do chwalenia się, wręcz odwrotnie. Odbieram fakt jako zabieg socjotechniczny. Żadnych praktycznych korzyści. Zabrakło przygotowanych – choćby na półkę – projektów do zrealizowania w mieście.
- Jak pan to rozumie?
- W Gdańsku jest wiele rzeczy do poprawienia, przerobienia, udrożnienia. Choćby drogi, elewacje, dachy. Wiele obiektów mieszkalnych kwalifikuje się do rozbiórki a przecież można je dla mieszkańców wyremontować itp. Nie wolno chomikować pieniędzy dla samych pieniędzy. Aczkolwiek rozumiem kontekst. Przez wiele lat budżet Gdańska był deficytowy, nie można było doprowadzić, aby go spiąć. Opozycja bombardowała prezydenta za budżetowy deficyt. I chyba zrozumiano to na opak. Pomyślano, że jeżeli pokaże się budżetową nadwyżkę wszyscy popadną w samo zachwyt i uznają, że to efekt dobrego gospodarowania. Przeciwnie.
- Więc lepszy deficyt?
- Oczywiście! Deficyt znaczy, że coś się zrobiło, że się zadłużyło, ale się zapłaci. Pokazuje dynamikę w funkcjonowaniu. W Gdańsku dwie ikony powstające – Hala Widowiskowo – Sportowa i Stadion w Letnicy na kilkanaście lat zadłużą miasto i uniemożliwią przez kilkanaście lat jakiekolwiek znaczące inwestycje. Teraz się te pieniądze na wyrost będzie wydawało przez cztery lata. Powiedzmy, że się te dwa monumenty zrealizuje, ale trzeba się będzie wzmocnić kredytami. Kredyty trzeba spłacać, dochody nie będą wzrastały. Pieniędzy zabraknie.
- W raporcie prezydent Paweł Adamowicz stwierdził, że gdańszczanie żyją coraz lepiej. Bezrobocie spada, zarobki wykazują tendencję zwyżkową i dalej: „Gospodarka jest stabilna, konkurencyjna i atrakcyjna dla inwestorów”.
- To są mity. W rzeczywistości coraz bardziej pogłębiają się różnice w wynagrodzeniu. Oczywiści prezydent zarabia coraz lepiej. A za chwilę zdejmą ustawę kominową i Rada Miasta, w większości z prezydentem partyjnie jednorodna, zagłosuje o jeszcze większą dla niego pensję. Samo zachwyt ma krótkie nogi.
- Co pan przewiduje?
- Gdańszczanie zdesperowani widzą co się dzieje. Jedni są zadowoleni, że powstają wieżowce
we Wrzeszczu, inni – nie. Z kolei większość środowiska gdańskiego buntuje się na perspektywę postawienia w obrębie Starego Miasta wysokościowców. A więc nić się napręża. Coraz więcej dowodów jest na to, że nie ma akceptacji społecznej dla tego typu działań. Za moment skończą się możliwości budżetu miasta. Słyszymy, że miasto balansuje na granicy 60 proc. zadłużenia dochodów i tej dopuszczalnej granicy nie przekracza. Politycznie. Bo fizycznie – można pokusić się o osąd, to nieprawda. Manewrami księgowymi próbuje się zachować status quo.
- Same złe strony?
- Są i pozytywne. Wyremontowano ulice niedoinwestowanie, choćby Marynarki Polskiej, przy dawnym „Żaku”. Realizowany jest etap remontu na Hallera i Klinicznej. Ale to można traktować jak zwiastun. A powinno być normą.
Reklama
Nić się napręża
Rozmowa z Marianem Szajną, byłym wiceprezydentem Miasta Gdańska, kandydatem na prezydenta Miasta Gdańska w minionej kadencji, członkiem Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”, działaczem PiS
- 21.06.2008 00:02 (aktualizacja 01.04.2023 09:26)
Napisz komentarz
Komentarze