Przed decydującym meczem podstawowym pytaniem w gdańskiej ekipie było czy ma jechać Grzegorz Knapp czy Andriej Karpow. Trenerzy postawili na tego drugiego i chyba zrobili błąd. Tak należy ocenić tą decyzję z perspektywy czasu.
Stawka meczu spowodowała, że na ostrowskim stadionie zasiadło około 9 tysięcy kibiców. Gdańskich fanów było mniej niż tydzień temu. Tym razem Lotos wspierało około 60 najwierniejszych sympatyków. Początkowo mieli oni powody do radości, bo gdańszczanie pierwsi przyjeżdżali do mety. Niestety tak jak w większości spotkań zawodziła druga linia. Indywidualne zwycięstwa pozwalały jedynie na remisowanie biegów. Na jedyne prowadzenie Lotos wyszedł po biegu czwartym. Potem było już gorzej.
Nie ten sprzęt
Pech, a jak się okazało dramat gdańszczan zaczął się w biegu szóstym. Pewne dwa punkty pól okrążenia przed metą na skutek defektu stracił Krzysztof Jabłoński. Kapitan Lotosu był pierwszym, ale nie jedynym pechowcem w gdańskiej ekipie. Wadliwość sprzętu pozbawiła punktów Artura Pietrzyk (jechał trzeci) i Tomasza Chrzanowskiego (walczył o pierwsze miejsce). W ostatecznym rozrachunku tych punktów zabrakło. - Mieliśmy trochę szczęścia - przyznał po meczu Jan Łyczywek prezes Intaru. Gdańszczanie, czemu trudno się dziwić nie mieli wesołych min. Przybity w swoim boksie siedział Krzysztof Jabłoński.
Widzisz Jasiu...
Nie brakowało również kontrowersji. Dotyczyły wyścigu siódmego. Na trzecim okrążeniu upadł walczący o pierwsze miejsce Billy Forsberg. Na stanowisko Radia Gdańsk (przy okazji dziękuję za transport do i z Ostrowa) oraz miejscowej kablówki przyszła jedna z osób funkcyjnych i zapytała się czy sędzia będzie mógł obejrzeć na ekranie monitora moment wypadku. Po chwili pojawił się Jan Banasiak w asyście trzech panów będących osobami funkcyjnymi. Arbiter z Częstochowy trzykrotnie oglądał upadek na monitorze. Szkoda tylko, że nie miał okazji obejrzeć powtórki z innego ujęcia. W trakcie oglądania kolejnych powtórek jeden z „funkcyjnych” kilka razy powtórzył: - Widzisz Jasiu Max był już z przodu... Wstrzymał się z komentarzami dopiero gdy zwrócono mu uwagę, że sędzia sam powinien podjąć decyzję.
Po meczu duże pretensje do sędziego miał prezes Maciej Polny. Oprócz opisanej wyżej sytuacji z biegu siódmego prezes gdańskiego klubu miał pretensje ro arbitra, że nie wykluczył Charliego Gjedde, który w jednym z biegu gdy kończył sie czas pozostały do rozpoczęcia biegu podjechał pod taśmę przez płytę boiska.
Koniec i początek
Po meczu rozradowani kibice Intaru weszli na tor. Zawodnicy gospodarzy wśród wiwatów odbywali honorowego rundy. Z motocykla gdańskim kibicom podziękowali Cyprian Szymko i Billy Forsberg. Jedynym zawodnikiem Lotosu, który zdołał podejść do gdańskiego sektora był Tomasz Chrzanowski. Pozostali nie mieli jak wyjść z parkingu przed którym kłębił się tłum ostrowskich kibiców. Problem z wejściem do parku maszyn mieli nie tylko „Chrzanek” i prezes Polny, ale również arbiter, który został wciśnięty w kraty oddzielające kibiców od parku maszyn.
Gdańszczanie jako zespół zakończyli sezon. Teraz przed działaczami nowy początek i zadanie zbudowania drużyny, która w przyszłym roku powalczy o awans. Podobno wstępnie zgodę na występy w gdańskim zespole wyrazili Bjarne Pedersen, Krzysztof Jabłoński i Billy Forsberg. Trwają również rozmowy z Tomkiem Chrzanowski. Wszystko uzależnione jest jednak od rozmów ze sponsorami, a zwłaszcza strategicznym, który jak wszyscy pamiętamy ma zwyczaj dość długo zwodzić klub. Oby tym razem nie było takich problemów.
Szczegółowa analiza sezonu w wykonaniu gdańskich żużlowców - w jednym z kolejnych wydań „Gazety Gdańskiej”.
Koniec marzeń żużlowców Lotosu o powrocie do elity
GDAŃSK. Miał być awans, a skończyło się na play off pierwszej ligi. Porażka 43:47 z Intarem Lazur w Ostrowie spowodowała, że dla drużyny Lotosu sezon się już zakończył. Marzenia o powrocie do krajowej elity trzeba odłożyć do następnego sezonu.
- 02.09.2007 00:04 (aktualizacja 19.08.2023 16:54)
Napisz komentarz
Komentarze