Według szacunków organizatorów w taneczno-muzycznym show gwiazdy muzyki latino i pop uczestniczyło na żywo 25 tys. osób, chociaż z mojej skromnej amatorskiej obserwacji wynika, że widzów było zdecydowanie mniej.
Występ rozpoczął się dynamiczną, energetyzującą muzyką i tanecznym pokazem czarnoskórych tancerzy, do których po chwili dołączyła ona – Jennifer. Ubrana była w srebrzystobiały kostium, mieniący się w światłach reflektorów. Zgranie zespołu, układy choreograficzny i gra świateł sprawiały ogromne wrażenie. Lopez szybko nawiązuje kontakt z publicznością, która od początku reaguje bardzo żywiołowo. Publiczność rozgrzała się podczas prezentacji wyimaginowanej walki bokserskiej przedstawionej na zaimprowizowanym ringu w piosence „Goin’ In”, by po chwili oglądać obrazki rodzajowe z New Yorku w utworze „Jenny from the Block”. Na scenie pojawiają się eleganckie białe sofy, a Lopez kilka razy zmienia stroje. Od białych przez niebieskie i czerwone, by wrócić do bieli. Jest to zresztą kolor dominujący podczas koncertu, mimo że różnokolorowe światła robią swoje.
Publiczność szaleje przy hitach: „Waiting for Tonight” i owacyjnie przyjętym „Let’s Get Loud” z pierwszego albumu „On the 6” /1999/. Balladę „If You Had My Love” – również z tego albumu – artystka wykonuje przy morzu kołyszących się rozświetlonych komórek. Gdzie te dobre czasy zapalniczek z żywym ogniem? To dość charakterystyczne, że najlepiej przyjęte zostały piosenki sprzed dekady. Czyżby JLo miała świadomość tego, że najlepsze muzyczne lata ma za sobą? Ostatnia jej płyta takich hitów nie zawiera.
Czy to był wielki koncert? Nie sądzę. Nie jestem przekonany, że gdański stadion jest idealnym miejscem na tego typu imprezy. Pomimo zapewnień organizatorów i rozstawieniu potężnych dźwiękowych wież, akustyka obiektu pozostawia wiele do życzenia. Na trybunach głos artystki nierzadko ginął w instrumentalnej fali. Może byłoby inaczej, gdyby stadion był pełny – a nie był. Ciekawe, jak czuła się gwiazda, gdy widziała przed sobą puste trybuny i niepełne sektory na płycie stadionu. Kłania się Ergo Arena – żeby wspomnieć tylko znakomite występy Stinga i Michaela Buble’a.
Dużym rozczarowaniem dla widzów był czas trwania imprezy. Lopez wystąpiła zaledwie przez 90 minut – zaledwie – gdyż przy wysokich cenach biletów i przy takim nazwisku, reklamowanym jako gwiazda pierwszego formatu, mamy prawo żądać nieco więcej. A tak, całość wypadła nieco blado. Taki bledszy odcień koncertowej bieli.
Napisz komentarz
Komentarze