Premiera monodramu „Danuta W.” z Krystyną Jandą w roli Danuty Wałęsowej zapowiadana była w całej Polsce hucznie jako wydarzenie wychodzące poza ramy kultury. Przedstawienie powstało w kooperacji Teatru Wybrzeże z teatrem „Polonia” w Warszawie”. Pokazano je najpierw – w czwartek, 11 października 2012 r. na dużej scenie przy Targu Węglowym w Gdańsku, ale wcześniej – wbrew obyczajowi naszego teatru – aktorka nie zgodziła się na udział w próbie medialnej i rozmowy z dziennikarzami.
Dzień później „Danuta W.” grana była w Warszawie, gdzie aktorka od dawna udzielała licznych, nie wyłączając „Pudelka”, stosownych wywiadów.
Krystyna Janda: „To jedno w największych moich wyzwań życiowych”
W zapowiedzi Teatru Wybrzeże przed premierą czytamy słowa aktorki: „Ten spektakl i ta rola, z legendarnym przywódcą Solidarności i Prezydentem Polski w tle, to jedno w największych moich wyzwań życiowych, nie tylko zawodowych, ale także ludzkich i obywatelskich. Każdego dnia wyznania pani Danuty Wałęsowej budzą mój podziw i wzruszenie. Prostota i szczerość tych wypowiedzi zdumiewa i wywołuje szacunek. Wszystko to budzi ochotę, aby w ogóle historię Polski opowiedzieć od strony kobiet."
Jesienią 2011 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się książka – bestseller „Danuta Wałęsa. Marzenia i tajemnice” w opracowaniu Piotra Adamowicza. Jest to więc książka powszechnie znana, z różnych punktów widzenia, pod wieloma kątami, omawiana i cały czas ogromnie ważna! Krystyna Janda, która w 1981 roku w Gdańsku zagrała w filmie Andrzeja Wajdy „Człowiek z żelaza” pamiętną rolę Agnieszki” i zaśpiewała balladę „Janek Wiśniewski padł”, osobiście dokonała adaptacji tekstu do przedstawienia „Danuta W.” Całość reżyserował Janusz Zaorski. Jednocześnie powstawał w tym roku film Andrzeja Wajdy „Lech Wałęsa”, z Agnieszką Grochowską w roli Danuty Wałęsowej, którego premiera przesuwa się nieco w czasie, oczekiwany obraz zobaczymy pod koniec 2012 roku lub na początku 2013 r.
Sala Teatru Wybrzeże w czwartkowy wieczór wypełniona była do ostatniego miejsca, w środku widowni zasiedli Danuta i Lech Wałęsowie, przedstawienie rozpoczęło się w niedużym, ale opóźnieniem. Krystyna Janda ukazała się przed oczyma widzów w fartuszku gospodarskim. Podeszła do rampy i zaczęła swoją kwestię od wstępu, w którym, jako główna bohaterka, się przedstawiła, wymieniać zaczęła kolejno narodzone dzieci i – najwyraźniej celowo, pod publiczkę, tanim chwytem, z łezką – zacięła się, przyklękła, powiedziała, że przeprasza, jest zdenerwowana i stremowana, czym wywołała brawka, zaczęła jeszcze raz i tym razem doszła w wyliczance do szczęśliwego końca.
Po tym wstępie aktorka stanęła nad kuchennym stołem, wzięła do ręki nożyk, kontynuowała swój monodram obierając jedno po drugim jabłka, jak się okazuje, na szarlotkę, ulubione ciasto państwa Wałęsów, na pieczenie którego co tydzień, w pierwszych latach małżeństwa, nie zawsze było ich stać. Szarlotka, równolegle z opowieścią, na oczach widzów, powstawała, a nawet włożona została do przeźroczystego piekarnika i na koniec, w czasie posypywania cukrem pudrem i cynamonem, zapachniała.
Nie jest Wałęsową – ani w sposobie mówienia, ani w ruchach, ani gestach
Nie od razu ciasto oczywiście zostało wyjęte z pieca. Spektakl, razem z przerwą, trwał przeszło dwie i pół godziny! Krystyna Janda dokonała bardzo starannego wyboru i adaptacji tekstu książkowego, włożyła w to wiele wysiłku intelektualnego i wyciągnęła istotne momenty z życia obojga bohaterów, by ukazać na przemian dom z prywatnością oraz tło – społeczno – polityczne. I tak, jak zapowiadała aktorka – Janda nie jest Wałęsową – ani w sposobie mówienia, ani w ruchach, ani gestach. Dostaliśmy - jako widzowie -produkt bardzo dziwny. Otóż – aktorka ani nie gra, ani nie czyta tekstu, ona go z pamięci (oj, niedobrze było z tą pamięcią!) recytuje starając się pozbyć również, jakże wyrazistych, cech własnej indywidualności. Jej recytacja niesie treści niezwykle istotne dla postaci Danuty i Lecha Wałęsów, wszystko to znamy z książki. W głosie aktorki, pojawia się jednak, mimo usilnych starań, aby wszystko było zwyczajne i naturalne - miejscami dzieje się tak aż do przesady, jakbyśmy mieli do czynienia z deklamującą uczennicą na szkolnej akademii - charakterystyczny dla Jandy patos i egzaltacja, które przez słowa pani Danuty w książce, wcale nie przezierają.
Danuta Wałęsowa przemawia w swojej książce szczerze do bólu, ujawnia siłę i prostotę uczuć do męża i dzieci, głęboką wiarę w Boga, wykazuje się bohaterską siłą przetrwania, w każdej sytuacji – jest to godne najwyższego podziwu – zachowuje godność i dystans, to postać – dla mnie przynajmniej - krystaliczna. Z czasem, stopniowo Danuta Wałesowa nabiera coraz większej świadomości siebie i coraz lepiej dokonuje oceny zdarzeń nie tylko w życiu rodzinnym. Podsumowuje także osoby z najbliższego otoczenia, nie szczędzi dobrych i złych – odwaga sądów! - słów ludziom mniej lub więcej znanym, stosownie do zasług i przewinień. Widzi też – co godne podziwu i najwyższego szacunku, świat polityki, ona, kobieta z niewielkim wykształceniem, która całe życie spędza w domu, posiadła tak bogatą samowiedzę. Cały czas w życiu Danuty Wałesowej na pierwszym miejscu jest mąż – jest jego wiernym przyjacielem, chociaż on nie zawsze o tym może zdawał sobie sprawę. Bohaterka nie zmienia się nawet wtedy, gdy mąż zostaje prezydentem, zachowuje skromność i dalej ceni głęboko najprostsze wartości. W swoich spostrzeżeniach pani Danuta zakasowuje profesorów socjologii, psychologii, polityków! Nie miejsce tu na szersze omawianie postaci Danuty Wałęsowej – fenomenu na skalę światową, z pewnością przejdzie ona – jak Lech Wałęsa - na zawsze do historii.
Stopniowo opowieść o Danucie Wałęsowej w wykonaniu Krystyny Jandy staje się coraz bardziej nużąca, zabrakło nie tylko gry aktorskiej, ale i dynamiki przedstawienia, nie czuje się ręki reżysera, aktorka sama sobie najwyraźniej jest sterem i okrętem. A na dodatek Krystyna Janda co chwila – to już nie zabieg, ale naga prawda – myli się, zapomina tekstu, sztukując, trzeba przyznać niezmordowanie i dzielnie, jak się da, by nic a nic nie dało się zauważyć, nic z tego jednak, wszystko słyszeliśmy, co w wykonaniu tak znakomitej, renomowanej aktorki jest nie do przyjęcia i żadna trema nie może tu być tłumaczeniem!
Lech Wałęsa: Jestem też przekonany, że wielu z państwa żyło bardzo podobnie
A więc w monodramie „Danuta W. obronił się znakomity tekst biograficzny Danuty Wałęsowej, przezierająca przez niego prawda, wiele pytań i niespełnionych oczekiwań niektórych przynajmniej widzów, pozostawiła natomiast, aktorka.
Nie byłoby do końca właściwe stwierdzenie, że reżysera w spektaklu nie było. Bo obecność Janusza Zaorskiego, wybitnego reżysera filmowego, jego filmy to: „Matka królów”, „Jezioro Bodeńskie”, „Szczęśliwego Nowego Jorku” i in., zaznaczyła się i odczuwalna była przez cały czas nad wyraz mocno w innym planie. Narracji aktorki towarzyszyła bowiem opowieść filmowa wyświetlana w tle. Ten film – złożony ze zdjęć dokumentalnych i świetnie z nimi skomponowanych obrazów współczesnych – jest dziełem samym w sobie. Zaorski pokazuje – przez woal jakiś, celowo przymglił konkrety, by uzyskać swoistą syntezę - na skromnej taśmie filmowej to, co Polacy mają w oczach, w uszach i w pamięci. Jest to opowieść brutalna, sięga do najgłębszych zakamarków dusz Polaków, zawiera w sobie również – jakże wiele – rzewności i poezji. Dla tego filmu warto na spektakl przyjść, bo wzrusza, wyciska chwilami łzy, daje radość i nadzieję.
Premiera w Gdańsku miała moment najważniejszy, kiedy już – nareszcie! – skończył się monodram – wyszła na scenę Bohaterka przedstawienia – Danuta Wałęsowa – elegancko ubrana, z podniesioną głową, mądrym uśmiechem, życzliwością dla świata i wręczyła Krystynie Jandzie – ściskając ją serdecznie, ciepło - bukiet kwiatów. Za żoną wszedł – wywołany przez aktorkę – Lech Wałęsa.
- Tak mniej więcej wyglądało nasze życie – powiedział Lech Wałęsa. - Jestem też przekonany, że wielu z państwa żyło bardzo podobnie, ja tylko żałuję, że od początku nie dopilnowałem i poszło wszystko w książce, jak poszło, ale jest jak jest.
Żona wtedy objęła i ucałowała męża.
Natomiast Krystyna Janda powiedziała, że przedstawienie było dla niej najbardziej traumatyczne w całej karierze aktorskiej.
A potem w foyer teatru nastąpiły rozmowy, wzruszenia, wspomnienia, mniej lub bardziej chciane spotkania po latach. Całe to wydarzenie miało wyjątkowy klimat i bezwzględnie warto było na premierze być, publiczność z pewnością wypełniać będzie salę Teatru Wybrzeże na kolejnych przedstawieniach, do czego szczerze zachęcam. Przedstawienie ma mankamenty, z pewnością będzie jednak ewoluować i nabierze szlifu, zawarte w nim treści przeznaczone są dla widza – polskiego zwłaszcza - w każdym wieku.
Zdjęcia: Dominik Werner_Teatr Wybrzeże
Napisz komentarz
Komentarze