Autorzy zamienili się w literackich detektywów. Z pasją i znawstwem prześledzili wydarzenia związane z pobytem Czesława Miłosza na Wybrzeżu, zapytali, jak doszło do tego, że słowa Poety: „Który skrzywdziłeś człowieka prostego…” znalazły się na Pomniku Poległych Stoczniowców w Gdańsku? Dwie książki: „Miłosz. Interpretacje i świadectwa” Stefana Chwina oraz „Miłosz.
Gdańsk i okolice. Relacje. Dokumenty. Głosy.” pod redakcją Krystyny Chwin i Stefana Chwina ukazały się na przełomie 2012/2013 roku nakładem Wydawnictwa Tytuł.
Co wiedzą na te tematy Polacy, mieszkańcy Trójmiasta, Wybrzeża?
Otwierali serca i archiwa.
Krystyna Chwin i Stefan Chwin oddali do rąk Czytelników prace ważkie z wielu powodów. Obie książki są związane ze sobą integralnie i powinny być polecone jako lektura obowiązkowa dla osób w każdym wieku. Wieloletnie badania i
przemyślenia, rozmowy ze świadkami dziejów lat. 80, których państwo Chwinowie znają osobiście, sami są twórcami najnowszej historii Polski, dokumenty, zdjęcia, tworzą dwutomową niezwykle wartościową pod względem dokumentalnym i literackim całość. Język ksiąg jest jasny, piękny, elegancki i przystępny, zredagowane są przejrzyście, czyta się je z zapartym tchem, czasem jak powieść detektywistyczną.
Promocja obu pozycji odbyła się w Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego. Nie był to typowy wieczór promocyjny, uczestnicy wzięli udział w swoistego rodzaju dokumentalnym spektaklu z udziałem autorów i niektórych bohaterów wydarzeń sprzed lat.
Spotkanie prowadził Remigiusz Grzela, który powiedział między innymi, że oba tomy utkane są z zagadek, które autorzy rozwikłali, lub też nie.
- Te książki się zrodziły z powodów ogólnych ale też i z przyczyn najzupełniej osobistych, bo pewnie, gdyby nie nasza znajomość z Mistrzem, byśmy tyle pracy i serca w nią nie włożyli, przedsięwzięcie było ogromne, praca zajęła nam dwa lata – powiedział Stefan Chwin. – Oprócz naturalnych
trudności w badaniach nad dziełem Miłosza były też problemy, które udało się przezwyciężyć dzięki pani Krystynie Chwin, która wykazała wspaniały dar, dzięki któremu otwierała serca i archiwa, co nie zawsze jest prostą sprawą.
Pisarz, historyk literatury, zajmujący się zawodowo naukowymi poszukiwaniami, ma różne doświadczenia z archiwariuszami, którzy strzegą swoich skarbów jak źrenicy oka, jego żona dotarła do zbiorów zupełnie dotąd
nieznanych, na przykład - „Teczki osobowej cudzoziemca. Miłosz Czesław” z 1976 roku.
- Opublikowaliśmy plik dokumentów z tego czasu, dzięki którym można prześledzić, jakie miał Miłosz przygody z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i rozmaitymi służbami specjalnymi – kontynuował Stefan Chwin. – Można poznać panoramę nazwisk osób, które o losach Poety wtedy decydowały.
- Znaleźliśmy dokumenty, które mówią, że Czesław Miłosz w kwietniu 1976 roku został wpisany do „Indeksu osób niepożądanych w PRL” i na tej liście figurował do 14 maja 1981 roku, czyli został z niej zdjęty na trzy tygodnie przed przyjazdem do Polski - wtrąca Krystyna Chwin. – I w tej właśnie teczce znajdują się dokumenty pokazujące spory między funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa czy Poetę z tej listy zdjąć, czy nie, jak spychana była za to odpowiedzialność i wreszcie jak zapadła decyzja, że może otrzymać wizę, dlatego miał szansę gościć w Gdańsku w czerwcu 1981 roku.
Gdańska historia noblisty. Nagie świadectwa.
Istotne miejsce w tomie „Interpretacje i świadectwa” zajmują dociekania, czy Miłosz wyraził zgodę czy nie na umieszczenie fragmentu swojego wiersza: „Który skrzywdziłeś człowieka prostego...”
- Jestem przekonana, że w sytuacji, która wtedy była, został do tego przymuszony – powiedziała Krystyna Chwin.
- Może raczej trzeba powiedzieć, że to były szczególne czasy i szczególna chwila, szczególny nastrój tego momentu historycznego – powiedział Stefan Chwin. – Zebraliśmy relacje rozmaitych osób na ten temat, które okazały się sprzeczne i postanowiliśmy pozostawić panoramę wypowiedzi tak, jak one się przedstawiały w naszym poszukiwaniu, dając Czytelnikowi możliwość rozmyślania i wyciągania wniosków.
Dokumenty powinny nie tylko być przez autorów komentowane, interpretowane, kontynuował Chwin. Istotne w tych książkach są nagie świadectwa, ważne było dla autorów, żeby przemówiła litera dokumentu, zapisu, osobistego wspomnienia. Autorzy starali się prześledzić jak wyglądała droga Poety do chwili umieszczenia jego wiersza na gdańskim Pomniku.
- Sięgnęliśmy głęboko w przeszłość, aż do roku 1947, kiedy Miłosz wymieniał listy z Krońskim, w których sformułował kilka opinii, które wyznaczały jego sposób myślenia na temat tego, co się dzieje w Polsce – powiedział Stefan Chwin. – Bardzo uważnie prześledziliśmy także sposób, w jaki Miłosz się
zachowywał po przyjeździe do Polski w 1981 roku, skupiliśmy uwagę jak Poeta zachowywał się podczas spotkania w Sali BHP, dokąd zaprosili go członkowie Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców w Gdańsku.
- Ślady, które zostawił Miłosz w 1947 roku, potem przebiegające przez całą jego twórczość, świadczą o tym, że w swojej twórczości wyodrębniał linie tekstów, z którymi się nie utożsamiał – kontynuował Chwin. – Nawet więcej, po tym, jak dostał Nagrodę Nobla, w nim wewnętrzne ograniczenia puściły i zaczął mówić o części swojej twórczości bardzo źle, faktycznie odcinając się od całej serii swoich tekstów.
To jest dla historyka literatury ciekawe pytanie, czy powinno się traktować jako autorskie teksty, do których się pisarz nie przyznaje w jakimś momencie, nagle wycofuje się, mówi: „byłbym rad, gdyby one przestały istnieć”, kontynuował rozważania Chwin.
Nie chciał przejść do pamięci polskiej i światowej jako pisarz polityczny
- I rzecz ciekawa, że Miłosz traktował wiersz pt. „Który skrzywdziłeś człowieka prostego…”, jako całkowicie odbiegający od sedna jego osobowości poetyckiej, a po drugie - fałszujący jego obraz publiczny, na którym mu
bardzo zależało – mówił Stefan Chwin. – Miłosz nie chciał przejść do pamięci polskiej i światowej jako pisarz polityczny.
W świetle tego faktu dość dziwnie wygląda, że jednak ten wiersz znalazł się na Pomniku, ponieważ dystans Poety wobec wiersza był bardzo wyraźny.
Zresztą – było nieporozumienie – bardzo wielu ludzi interpretowało ten wiersz jako utwór, w którym Miłosz się odniósł do tragedii Grudnia 1970 roku. Tymczasem „Który skrzywdziłeś człowieka prostego…” powstał w latach
50. w Waszyngtonie i nie ma nic wspólnego wydarzeniami grudniowymi.
- Przypuszczam, że mogło to mieć wpływ na to, iż ktoś pomyślał, aby na Pomniku umieścić ten właśnie wiersz, ponieważ taka opinia o utworze krążyła - dodaje Stefan Chwin. – Ale przebieg uzgodnień z Miłoszem w tej sprawie jest dość zawikłany.
Faktem jest, że Poeta nigdzie nie powiedział, że jest nie w pełni usatysfakcjonowany, że ten wiersz znalazł się na Pomniku, powstrzymywał się od komentarzy na ten temat. Pewne jest też, że Miłosz ani razu nie wypowiedział zdania: ”Jestem dumny i wdzięczny, że gdańscy stoczniowcy umieścili mój wiersz na Pomniku.” I tak autorzy w tej kwestii zostali
skazani na rozmaite domysły. Na przykład obecny na sali Grzegorz Boros opowiedział autorom do książki w jaki sposób Miłosz zareagował, gdy po raz pierwszy znalazł się pod Pomnikiem w 1981 roku.
- Słowa Miłosza wtedy wypowiedziane: „O, mój wiersz w brązie odlany” nie są jednoznaczne, nie są proste do odczytania – mówił Chwin. - Czy to była aprobata, czy zdziwienie? Ważna jest także dla autorów inna kwestia, jaki był stosunek Miłosza do Solidarności. To zagadnienie jest skomplikowane.
- Kiedyśmy przeprowadzali rozmowy na temat tego, jak Miłosz zareagował na Solidarność, kiedy był w Berkeley, jak się odniósł do tego ruchu społecznego, który doszedł do głosu w polskiej historii, trafiliśmy na świadectwa, które mówią o tym, że on nie bardzo chciał przyjechać do Polski
w 1981 roku, że dopiero po namowach zdecydował się, żeby tu przyjechać – powiedział Stefan Chwin. – Ociągał się z tym przyjazdem.
Blisko Miłosza funkcjonariusz S.B., można się domyślić, ze środowiska literackiego
- Miłosz przyjechał do Polski, która była przestrzenią zwycięskiej Solidarności i w planie tej wizyty umieścił Łomżę, Lublin, ale na liście miast przewidzianych nie umieścił Gdańska, napisała o tym Renata Gorczyńska w liście do Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Grudzień 1970” w Gdańsku. – kontynuował Stefan Chwin. – I potem rozpoczęła się bardzo ciekawa historia, w jaki sposób gdańszczanie próbują go przekonać żeby przyjechał do Gdańska.
Autorzy odnaleźli w archiwum i publikują dokument wystawiony przez Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców upoważniający do podjęcia starań o przyjazd Miłosza do Gdańska grupę gdańskich pisarzy, którzy
pojechali pertraktować w tej sprawie do Lublina. Starania w tym kierunku czynił brat Miłosza, Andrzej, w końcu Czesław Miłosz się zdecydował, żeby do nas przyjechać. Przejrzeli też dokumenty Służby Bezpieczeństwa, która obserwowała Miłosza bardzo uważnie.
- To, co nas zdumiało, to było to, jak blisko Miłosza znajdował się funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, z jego raportów wynika, że nawet wszedł do rodziny Miłosza – kontynuował Chwin. – To był ktoś, można się domyślić, ze środowiska literackiego, raporty są pisane bardzo dobrą
polszczyzną i zdradzają dobrą orientację w literaturze i w kulturze. Do pobytu w Łomży Służba Bezpieczeństwa nie wiedziała, że Miłosz ma przyjechać do Gdańska. Miłosz podjął tę decyzję w przeddzień przyjazdu do Łomży. Bardzo się obawiał tej wizyty.
- Przyjechał do Gdańska z synem – wtrąca Krystyna Chwin.
- W tej sprawie trafiliśmy na bardzo ciekawe świadectwa fotograficzne, z których wynikało, że Miłosz wizytę w Gdańsku traktował jako skryty dialog ze
swoim synem, którego wprowadzał we wszystkie miejsca, syn mu towarzyszył w oficjalnych i nieoficjalnych momentach, cały czas przyglądając się jak wygląda, jak się zachowuje ojciec. – kontynuuje Stefan Chwin. - Przypuszczam, że w grę wchodziła jeszcze taka sprawa, że relacje między
ojcem i synami nie były dobre i Miłosz traktował podróż do Polski jako leczącą te relacje, zresztą drugi syn, Piotr, nie przyjechał do Gdańska, był tylko Antoni.
- Z tych zdjęć wynika, jak Miłosz Antoniego traktował, że umieszczał go w ważnych miejscach obok siebie, obok ważnych osób - powiedział Remigiusz
Grzela.
- To było ewenementem, nie przypominam sobie pisarza, czy polityka, który by
wędrował z synem, zwykle się wędruje z żoną – powiedział Chwin.
Miłosz w Sali BHP: „Przybyłem tutaj do was, polskich robotników, uczyć się
waszej mądrości”.
- Miłosz nie krył swojej fascynacji charyzmą, którą wtedy miał Lech Wałęsa
na początku lat 80. – mówił Chwin. – Poeta wobec Wałęsy zachowuje się w
poczuciu, że wierzy w jego autentyczność. Ale myśmy sporządzili w książce
kalendarium zmian w jego stosunku do Wałęsy. Później, po 1989 roku, kiedy
Wałęsa był trochę inny, niż w 1980 i 1981 roku, pojawiają się inne opinie,
raczej dystansujące się wobec Wałęsy.
- Doszło do konfrontacji między nimi na spotkaniu w Sali BHP, Lech Wałęsa
bardzo starał się narzucić rolę społeczną Miłoszowi, czasem robił to w
sposób obcesowy i natarczywy nawet, ustawiając go, trochę podnosząc głos,
żartobliwie, karcąc go – kontynuował Chwin. - Miłosz albo nie odpowiadał w
ogóle, albo odpowiadał obok na sugestie Wałęsy, który zażądał od Miłosza na
tym spotkaniu, żeby Miłosz przekazał Solidarności plan działania na
przyszłość, mówił, że myśmy tutaj po to pana sprowadzili, żeby pan nam
powiedział co my mamy robić.
Na co Miłosz reagował bardzo stanowczo, odwracając role, wygłaszając
formułę, która trochę przypomina frazy z lat 50., kontynuuje Chwin:
„Przybyłem tutaj do was, polskich robotników, uczyć się waszej mądrości”. On
się bardzo bronił, żeby go tak ustawiono. Charakterystyczne jest, że Miłosz
w Sali BHP wystąpił, taki tytuł nosi jeden z rozdziałów książki, jako poeta
bez wierszy. Nie przeczytał ani jednego wiersza, w ogóle go o to nie
poproszono, pewnie przyjął do wiadomości taki scenariusz, ale jego to
ustawiało natychmiast jako kogoś, kto ma wystąpić w roli eksperta
politycznego, to mu proponowano, ale on starał się bardzo z tego wykręcić.
- Postawa wobec tej sytuacji była bardzo złożona, z jednej strony
rozładowywał swoje kompleksy, które miał jeszcze w latach 30., kiedy napisał
esej „Zejście na ziemię”, w którym opisywał kompleks inteligenta, który
czuje wyrzuty sumienia wobec robotników. – mówił Stefan Chwin. - Kiedy
Miłosz się znalazł w Sali BHP prawdopodobnie odczuł tchnienie dobrych uczuć,
które szły w jego stronę, kiedy zasiadł, tak go ulokowano – w tym samym
miejscu, w którym podpisywano Porozumienia Sierpniowe.
Miłosz wykonał wtedy kilka gestów, które były niezgodne z duchem chwili i
zostały przez część osób w Gdańsku przyjęte bardzo źle, kontynuował
rozważania Chwin. Wygłosił przemówienie, które przygotował wcześniej, albo w
Łomży, albo w nocy - nocował w parafii księdza Henryka Jankowskiego -
prawdopodobni nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie jest. Na serii zdjęć
widać jak między Miłoszem i ks. Jankowskim zaczyna się pojawiać chłód
wzajemny, jest scena przedstawiająca w jaki sposób oni się żegnają, na
płycie lotniska przed wejściem do samolotu podają sobie ręce stojąc do
siebie tyłem. To zdjęcie pokazuje jak się kończy ta wizyta i z jaką ulgą
Miłosz rozstaje się z prałatem.
Uznanie dla Solidarności, że nie jest ruchem politycznym i nie dąży do
zdobycia władzy w Polsce
Wystąpienie Poety w Sali BHP przez część mieszkańców Gdańska i młodzież
Solidarnościową zostało bardzo źle przyjęte.
- W pismach, które wydawała wtedy młodzież skupioną w NZS, Miłosz został
ostro zaatakowany za słowa, które wypowiedział w Sali BHP – przypomniał
Chwin. – On tę wypowiedź zaczął od tego, że wyraził uznanie dla Solidarności
przede wszystkim za to, że nie jest ruchem politycznym i nie dąży do
zdobycia władzy w Polsce. A potem wygłosił mowę, w której wyraził osobistą
wdzięczność młodym żołnierzom Armii Czerwonej za to, że wyzwolili Polskę
spod okupacji hitlerowskiej i uratowali życie jego i milionów innych
Polaków. W samym sercu Solidarności, kiedy zaczęto już mówić w Polsce
otwarcie o Katyniu, Miłosz,wygłosił tekst, który był napisany, nie był
wypowiedziany a vista, wszystko Poeta przygotował, żeby każde słowo było
dokładnie wyważone. Te właśnie fragmenty mocno potem zaatakowali młodzi
ludzie.
- Jeszcze dodam, że Miłosz życzył sobie, żeby tylko w całości była cytowana
jego wypowiedź – powiedziała Krystyna Chwin.
- Pan Zygmunt Manderla przysłał mam ostatnią stronę tego przemówienia, gdzie
Miłosz pisze wyraźnie: „Zgadzam się na publikowanie tylko w całości”. – Nie
spełniono jego prośby. Ten jego tekst został opublikowany w gazetach u nas
na Pomorzu i gdzie indziej, spreparowany jednak w taki sposób, że słowa o
Armii Czerwonej zostały uwypuklone, a reszta przysłonięta. Mamy też takie
świadectwa, że Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców
Grudzień 1970 w Gdańsku wspierał Miłosza w dążeniach, żeby środki masowego
przekazu puściły to jego przemówienie w całości, bo to miało znaczenie
bardzo istotne, żeby zabrzmiało jako tekst ciągły, do telewizji też wysyłano
pisma, niestety, dziennikarze tamtego czasu nie spełnili jego życzeń.
- Mogę tylko dodać dlaczego Miłosz napisał to pismo, on mi o tym wspominał,
mówił, w jakich okolicznościach się wtedy znalazł i uświadomił sobie, że
musi to powiedzieć. – mówił dalej Stefan Chwin. - Kilka dni wcześniej
Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego wysłał do
bratniej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej otwarty list, w którym
obiecywał pomoc w odpowiedzi na akty wandalizmu, niszczenia pomników i
grobów żołnierzy radzieckich w Polsce.
To była akcja bardzo nagłośniana przez wewnętrzne kanały partyjne,
przypominał Chwin. Autorzy dotarli do zbioru teleksów Komitetu Wojewódzkiego
PZPR w Gdańsku – wychodzących i przychodzących - i zobaczyli jak partia była
zainteresowana informowaniem o najdrobniejszej rzeczy, że ktoś stłukł
czerwoną gwiazdę, albo wylał farbę na jakiś pomnik radziecki.
Starał się wytrącić Rosji sowieckiej argument, że w Polsce Solidarność ma
charakter antyrosyjski
- Miłosz wygłosił tę mowę w Sali BHP nie tylko do stoczniowców, on ją
adresował wyraźnie do kamer telewizyjnych z całego świata, które
towarzyszyły jego wizycie w Gdańsku, on to adresował do rządów zachodnich,
myślę, że także do rządu radzieckiego starając się wytrącić Rosji sowieckiej
argument, że w Polsce Solidarność ma charakter antyrosyjski – mówił Stefan
Chwin. - On kończył ten list informacją, że ma bardzo wielu przyjaciół
Rosjan w Berkeley, że jest na slawistyce, że sam prowadzi wykłady z
literatury rosyjskiej, że bardzo ważna jest dla niego kultura rosyjska.
I doszło do rozminięcia się oczekiwań pewnej części publiczności w sposób
naturalny, ludzie czekali na coś zupełnie innego, oczekiwano, że Miłosz się
znajdzie w dyskursie Solidarności, podczas gdy on wygłosił mowę, która się
nie mieściła w dyskursie Solidarności.
- Ale intencją tej mowy nie było, tak, jak to było rozpoznawane, jakieś
podleganie władzy, czy służalczość wobec niej, tylko raczej wytrącenie
argumentu, że odbywa się antyrosyjska heca bezczeszczenia grobów – mówił
Stefan Chwin. - On w tym głosie swoim w Stoczni dał do zrozumienia, że to
jest akcja sprowokowana przez służby bezpieczeństwa, że nie jest możliwe, że
to polski naród, że to Solidarność robi. Wszystkie stacje telewizyjne w
Polsce i za granicą pokazywały jego w tym momencie, więc on z tego
skorzystał.
- Ale były ostre reakcje młodzieży studenckiej, solidarnościowej, która
chyba nie bardzo rozumiała tych gestów Miłosza – dodała Krystyna Chwin.
- Chciałabym zamknąć odpowiedź na pytanie dotyczące relacji między Czesławem
Miłoszem i Lechem Wałęsą – kontynuowała Krystyna Chwin. – Zrobię to, cytując
drobny fragment z 2012 roku. W antykwariacie Czesława Apiecionka hitem jest
„Księga mądrości” Czesława Miłosza z 1989 roku, która nosi odręczną
dedykację: „Lechowi Wałęsie Czesław Miłosz. Gdańsk, 26 września 1989”. Cenę
ustalono na 4 tysiące złotych. Czy to dużo?
- No, to trochę przykro, że tam trafiła ta książka, ale to też jest
symptomatyczne – pointuje Stefan Chwin.
- Gdańskie wątki dotyczące Miłosza w książkach to nie tylko wizyta w Polsce
i na Wybrzeżu, jego stosunek do Solidarności, do Lecha Wałęsy, ale i jego
wcześniejsze historie rodzinne związane z Gdańskiem, z Żuławami czy też
przedstawienie jego pracy jako korespondenta „Dziennika Polskiego” i
„Przekroju” w Krakowie – powiedział Remigiusz Grzela.
- Wydaje mi się, że w jakimś sensie w 1981 roku Miłosz został użyty, te
tłumy, które go witały, honory, które go spotykały, nagle przemknął przez
Gdańsk a potem zniknął, kiedy poszliśmy obejrzeć wystawę w Sali BHP nie było
tam żadnego śladu Czesława Miłosza, nawet jednej fotografii – zauważyła
Krystyna Chwin. – Podczas badań archiwalnych zauważyliśmy, że szanowni
fotografowie z tamtego czasu mają niesłychane reportaże fotograficzne
dotyczące obecności Czesława Miłosza w 1981 roku w Gdańsku a na wystawie w
Sali BHP nie było na ten temat nic. Postanowiliśmy dlatego te ślady Miłosza odnaleźć, spróbować sobie odpowiedzieć na pytanie, czym ten pobyt w Gdańsku
dla Poety był.
Zdjęcia Stanisław Składanowski
Napisz komentarz
Komentarze