Ekspozycję zorganizowało Towarzystwo Dom Uphagena.
Sceny biblijne, widoki miast, ścięcie Marii Antoniny
Grafiki pochodzą ze zbiorów Joanny Sidorczak-Heinsohn i Gunnara Heinsohna. Tworzyli je europejscy artyści w XVII i XIX wieku, zanim wynaleziono fotografię, fotoplastykon także powstał później, nie mówiąc o telewizji, radiu i internecie. Oglądano więc ryciny ukazujące widoki miejskie z różnych stron świata, były też inne tematy, taką możliwość dawały objazdowe „magiczne skrzynki”.
- Artyści wykonywali bardzo starannie te grafiki, kolorowali je, one były naprawdę piękne i powoli rozszerzano ich tematykę – powiedziała na wernisażu Joanna Sidorczak-Heinsohn. – Początkowo najczęstszym tematem „widoków optycznych” były sceny biblijne. Z czasem, zgodnie z rozwojem zapotrzebowania rynku, oferta została wzbogacona. Ludzie prości byli ciekawi, jak żyją ludzie bogaci i temu grafiki i „magiczne skrzynki” służyły.
Na rycinach pojawiały się niezwykłe widoki statków, wyjątkowych miast, królewskich pałaców i szlacheckich siedzib i ogrodów w Wielkiej Brytanii, Francji i Holandii, widoki Wenecji, Florencji, starożytnego i współczesnego Rzymu oraz najbardziej efektowne budynki publiczne w Londynie i jego okolicach, opowiada kolekcjonerka. Druki optyczne dostarczały też wrażeń z Nowego Świata i z egzotycznej Azji. Nie obce były również tematy moralizatorskie i te z trudem mieszczące się w dopuszczalnych granicach obyczajowych. Były one również wykorzystywane do celów propagandowych, w czasie rewolucji francuskiej pokazywano ścięcie Marii Antoniny. Liczba opracowanych tematów na podstawie zachowanych odbitek szacowana jest w tysiącach.
- Początkowo ryciny te stanowiły dumę prywatnych kolekcji, służyły nauce geografii, poszerzaniu wiedzy o świecie, stopniowo, kiedy miedzioryty i staloryty wyparły nowe techniki, stały się już głównie atrakcją jarmarczną, przez co popadły w zapomnienie – mówiła Joanna Sidorczak-Heinsohn. - A w chwilach największego ich rozkwitu za kilka groszy można było zwiedzić cały świat. Myślę, że ta wystawa pozwoli nam spojrzeć na świat oczami XVIII – wiecznych mieszkańców Domu Uphagena, tak się pięknie złożyło, że możemy je tutaj państwu przedstawić.
Wielowymiarowy widok o pogłębionej perspektywie
Miejscem narodzin „widoków optycznych”, prezentowanych na wystawie, był Londyn w 1717 r. W latach 1740-1790 kolejne oficyny wydawnicze otwierały swoją działalność w Paryżu, Augsburgu, Wiedniu, Amsterdamie i Basanno. Grafiki tego typu nazywano różnie: w Niemczech „Guckkastenbilder”, we Francji „Vue Optique” , w Anglii „Perspective View”. Niestety, mimo że ta rozrywka dotarła na tereny Polski, nie stworzono dla niej odrębnej polskiej nazwy. Powoduje to dziś pewne zamieszanie w polskim nazewnictwie.
Grafiki oglądano za pomocą przyrządu o nazwie „zograskop”, prostego stojaka na soczewkę o ogniskowej od 110-130 mm, w której obraz sprawiał wrażenie wielowymiarowego widoku o pogłębionej perspektywie. Dodanie lustra ustawionego pod kątem 45st. umożliwiło przeniesienie widoku leżącej płasko na stole grafiki na wysokość wzroku.
- Duże zainteresowanie widokami optycznymi sprawiło, że oprócz typowo gabinetowych „zograskopów” produkowano urządzenia przenośne, w formie prostych skrzynek również o konstrukcji przeznaczonej do publicznych pokazów. – opowiadała Joanna Sidorczak-Heinsohn. - Wkrótce „magiczne skrzynki” stały się nieodłącznym elementem jarmarków, były ulubioną rozrywką dorosłych i dzieci. Pokazom towarzyszyła muzyka i mała małpka w kolorowym przebraniu, będąca żywym dowodem na istnienie cudów dalekiego świata.
Przenosić się do dawnego świata
- Magiczne skrzynki były także obnoszone przez domokrążców, którzy pukali do drzwi i za parę groszy oferowali tego rodzaju przedstawienie, taki ówczesny telewizor przenośny − powiedziała dr Ewa Barylewska-Szymańska, kierownik Domu Uphagena, Oddziału Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, a także sekretarz Towarzystwa Dom Uphagena. Anna Mallek z Działu Edukacji MHMG przygotuje zajęcia dla dzieci związane z wystawą. Zależy nam, żeby najmłodsi mieli świadomość, że ta rozrywka, która odeszła bezpowrotnie, była kiedyś bardzo popularna.
W trakcie przygotowywania wystawy rozmowy toczyły się wokół urządzenia optycznego do oglądania tych grafik, które znamy tylko z opisów, kontynuowała dr Ewa Barylewska – Szymańska. Zrodził się pomysł, żeby spróbować zograskop wykonać, podjął się zadania doktorant Wydziału Fizyki Politechniki Gdańskiej, Paweł Maciakowski.
- Gdyby nie ta skrzynka nie moglibyśmy się przenosić do dawnego świata, a o to też nam chodziło w Domu Uphagena, który jest też wehikułem czasu – powiedziała dr Ewa Barylewska-Szymańska.
- Jeśli człowiek dłużej popatrzy na taki obraz przez soczewkę, to ma wrażenie, że obraz jest strasznie daleko, że jest, być może, rzeczywisty – mówił Paweł Maciakowski. – Jest to widzenie dwuoczne, dlatego nie możemy jednym okiem patrzeć, bo nie będzie efektu. Musimy wejść w świat iluzji, wpatrywać się w obraz, oczy się do niego przyzwyczają i nagle efekt może się pojawić.
Światło przez soczewkę. Obiekty związane z Gdańskiem i regionem nadbałtyckim
Wszystkie rysunki mają bardzo wyraźnie zaznaczoną perspektywę, kontynuował Maciakowski. Widać wyraźnie, jak dachy schodzą się do jednego punktu, jak Motława ginie gdzieś w oddali, jak statki robią się coraz mniejsze, na potrzeby tych efektów rysunki były dodatkowo podostrzane. Dla zwiększenia efektu na przykład ulice przedstawiano trochę powykrzywiane, aby widz mógł cieszyć się wspanialszym efektem.
- Sama soczewka może wystarczyć do oglądania takich obrazków, ale większe wrażenie jest przy oderwaniu obrazka od kartki papieru, kiedy tło jest czarne – kontynuował Maciakowski. – Jak zaglądamy to jakbyśmy patrzyli przez okno. Ważne jest lustro, które odbija światło przez soczewkę, dlatego obrazek musimy obrócić do góry nogami.
- Z urządzeniem zetknęliśmy się dzisiaj po raz pierwszy, wiedzieliśmy, jak te ryciny były oglądane, ale nigdy na nie, jak to czyniono dawniej, nie spoglądaliśmy – powiedziała Joanna Sidorczak-Heinsohn. – To, co zobaczyłam, zrobiło na mnie duże wrażenie.
Prezentowane na wystawie grafiki pochodzą ze zbiorów Joanny Sidorczak-Heinsohn i Gunnara Heinsohna. Joanna Sidorczak-Heinsohn z zawodu jest architektem, pracuje w Wydziale Architektury Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Profesor Gunnar Heinsohn z wykształcenia jest socjologiem i ekonomistą. Jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu w Bremie. Kierował Instytutem Badań Porównawczych nad Ludobójstwem im. Rafaela Lemkina. Na naukowy dorobek profesora Heinsohna składa się blisko 700 książek, artykułów naukowych i materiałów konferencyjnych. Jego badania koncentrują się na rozwoju nowych teorii dotyczących historii cywilizacji.
Oboje łączy pasja kolekcjonerska. Wśród gromadzonych przedmiotów miejsce szczególne zajmują obiekty związane z Gdańskiem i regionem nadbałtyckim.
Wystawa czynna będzie do 16 marca 2014 r.
Napisz komentarz
Komentarze