Na początku września 1939 r. na Pomorzu Gdańskim, w ramach polityki administracji państwowej III Rzeszy, zaczęły powstawać lokalne oddziały niemieckiej straży obywatelskiej złożone z miejscowych Niemców (Selbstschutz). Organizacja, do której wstąpiło na Pomorzu ponad 38 tys. osób, formalnie miała charakter obronny. W rzeczywistości służyła realizacji celów III Rzeczy a także do załatwiania osobistych porachunków z polskimi sąsiadami. Przyszłe ofiary zatrzymywano na ulicach, dworach, miejscach pracy. Polaków gromadzono w posterunkach policji, budynkach starych fabryk, piwnicach byłych gmachów szkolnych, koszarach wojskowych, zabudowaniach gospodarczych. W tych prowizorycznych aresztach znęcano się nad zatrzymanymi Polakami. Do bicia używano pejczy, desek z gwoździami czy wideł. W Rypinie szczuto psami, gdzie indziej wbijano gwoździe w plecy, a wołającym o pomoc i krzyczącym z bólu wkładano w usta gips. W starogardzkim więzieniu ze szczególnym okrucieństwem traktowano księży, zwłaszcza tych o niemiecko brzmiących nazwiskach. Kobiety – nauczycielki były torturowane i niejednokrotnie gwałcone. Ci, którzy przeżywali tortury stawali przed tzw. sądem ludowym. Po odbytym „sądzie” Polaków wywożono do miejsc kaźni. Najwięcej egzekucji odbyło się w lasach w okolicach większych miejscowości (Lasy Piaśnickie, Lasy Szpęgawskie, Lasy Hopowskie, Lasy Skarszewskie itd.). Niemcy dokonywali eksterminacji także w żwirowniach, piaskowniach (Paterek, Mniszek, Małe Czyste), okopach, rozległych dolinach, parkach miejskich, na polanach.
Jak wynika z ustaleń historyków od 25 do 30 proc. ofiar nie zginęło w wyniku rozstrzelania, tylko zostało zamordowanych w dołach śmierci tępymi narzędziami, najprawdopodobniej kolbami karabinów i łopatami. Z sądowo-lekarskich oględzin ciał ofiar zbrodni, które przeprowadzono po wojnie w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Gdańsku, wynika, że kaci strzelali do klęczących lub leżących ludzi od tyłu, tak aby zabici upadali twarzą do grobu. Rannych dobijano uderzeniami kolb karabinowych lub grzebano w grobie bez dobijania. Jak wynika z relacji, mordowani często zachowywali godną postawę. Niektórzy żegnali się z życiem słowami „Jeszcze Polska nie zginęła”. Wiele Polaków zostało jedynie postrzelonych i udusiło się w grobach przysypani piaskiem i innymi ciałami. Tylko nielicznym udało się przeżyć egzekucję – uciec lub wygrzebać się spod stosu ciał. Po wojnie złożyli relacje świadczące o bestialstwie sprawców.
Historycy szacują, że jesienią 1939 r. na Pomorzu Gdańskim Niemcy zamordowali ok. 30 tys. osób, przede wszystkich przedstawicieli polskiej inteligencji, ale również polskich rolników, robotników, rzemieślników, Żydów i osoby chore psychiczne. Skala zbrodni na Pomorzu Gdańskim w 1939 r. była największa w tym czasie w okupowanej Polsce. Jednocześnie było to pierwsza w czasie II wojny światowej tak wielka akcja eksterminacyjna wymierzona w ludność cywilną. Jak podkreślają historycy IPN zarówno skala, jak i charakter zbrodni niemieckich na obszarze przedwojennego województwa pomorskiego w 1939 r., a także rola Selbstschutz Westpreussen, to argumenty przemawiające za potrzebą wprowadzenia do edukacji i pamięci narodowej nowego pojęcia – Zbrodnia Pomorska 1939. Naukowcy IPN zaznaczają, iż „zbrodnia katyńska czy zbrodnia wołyńska stały się częścią pamięci narodowej Polaków. Powinno się stać podobnie ze zbrodnią pomorską” – o co również apeluję.
Pisząc powyższy tekst korzystałem z publikacji IPN „Zbrodnia Pomorska”1939 Tomasz Ceran, Izabela Mazanowska, Monika Tomkiewicz, Warszawa 2018
https://ipn.gov.pl/pl/publikacje/ksiazki/57823,Zbrodnia-pomorska-1939.html
Napisz komentarz
Komentarze