Tymczasem w Warszawie – stolicy nie istniejącego od ponad stu lat potężnego niegdyś państwa – komendant Legionów Polskich Józef Piłsudski, uwolniony kilka dni wcześniej z niemieckiej twierdzy - więzienia w Magdeburgu, przejmował pełnię władzy nad odradzającym się wojskiem polskim. 22 listopada został Naczelnikiem Państwa.
Zadania Naczelnika Państwa
kojarzymy dziś głównie z siłą zbrojną: wojną z bolszewikami (1919-1920), wojną z Ukraińcami o Galicję i Małopolskę Wschodnią, powstaniami śląskimi. Warto jednak pamiętać, że pierwsze, zadekretowane przez Naczelnika dzieła, to ośmiogodzinny dzień pracy, obowiązkowe ubezpieczenia społeczne, obowiązek szkolny i wiele innych, fundamentalnych dla państwa kwestii.
Nie było w historii Polski
ostatnich wieków ważniejszej daty nad 11 listopada 1918 roku. Pierwsze obchody Święta Niepodległości, jako ustawowego dnia świątecznego w Rzeczypospolitej Polskiej, odbyły się dopiero w roku 1937, ale Polacy nie czekali na ustawę, lecz świętowali 11 Listopada już w latach 20. Wspominano polskie czyny zbrojne, prowadzące ku Niepodległości. W pierwszych latach odrodzonej Polski żyli jeszcze weterani Powstania Styczniowego, których stawiano za wzór dla młodzieży.
„I ni z tego, ni z owego”…
W listopadzie 1918 r. malkontenci ukuli powiedzonko, że ni z tego ni z owego była Polska od pierwszego... A może to było po prostu zdumienie, niedowierzanie? Nasza Niepodległość nie przyszła jednak znikąd. Była wymodlona, wywalczona i wycierpiana przez kilka pokoleń Polaków. Polska powstawała wbrew obojętności, lękom i brakowi wiary u wielu rodaków. Nie chcemy już od was uznania, ni waszych mów, ni waszych łez. Skończyły się dni kołatania do waszych serc, do waszych kies. Te słowa, napisane przez oficera Legionów Polskich Tadeusza Biernackiego, współautora pieśni „My, Pierwsza Brygada”, oddają ówczesne nastroje polskich patriotów. Polską Niepodległość roku 1918 wyrąbali ludzie o wielkich sercach.
Wiosna w listopadzie…
Wiele było wcześniej zawiedzionych nadziei! Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu – płakał Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”, wspominając rok 1812. Napoleon ruszał na Rosję w czerwcu, ale poeta ten czas nazwał wiosną, która symbolizuje odrodzenie, nowe życie.
Polska wiosnę przywiódł nieoczekiwanie dla wielu rodaków listopad 1918 roku. Jednak tamtego listopada nie da się rozpatrywać w oderwaniu od całego ciągu zdarzeń, które po nim nastąpiły: krwawych potyczek z Ukraińcami o polski Lwów i wschodnią Małopolskę (z polskimi Orlętami, na których się wychowa pokolenie młodych żołnierzy Armii Krajowej), powstania wielkopolskiego, powstań śląskich, walk o ziemię cieszyńską, plebiscytów na pograniczu niemieckim, a przede wszystkim bez okrutnej wojny z bolszewikami o być albo nie być odrodzonego państwa.
Bądźmy strażnikami naszej Niepodległości, która „nie jest dana raz na zawsze” (św. JP II).
W okresie listopadowych, narodowych wypominków pojawia się pytanie o cenę niepodległości z roku 1918. Nikt nam jej nie podarował. Ani cesarze niemiecki i austriacki, wabiący Polaków mirażami ograniczonej wolności, by ich pozyskać przeciwko państwom Ententy, ani Mikołaj II car Rosji, zapewniający o naszym prawie do wolności, ale u boku Rosji i z carem jako królem Polaków, ani przywódcy bolszewickiej rewolucji, którzy dekretowali na papierze prawo wszystkich narodów do samostanowienia, by je natychmiast po tych zapewnieniach ujarzmić jeszcze twardszą ręką a z Polski uczynić „trupa”, przez którego miała prowadzić droga do wszechświatowego, bolszewickiego chaosu.
Nawet prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson nie podarował nam wolności, choć jego deklarację z roku 1918 o potrzebie wskrzeszenia państwa polskiego, z dostępem do morza, przyjęliśmy z entuzjazmem i wdzięcznością. Miała ogromne znaczenie dla Polski przed konferencją pokojową w Paryżu.
Polska powstawała w krwawych bojach, dalekich od idyllicznych obrazków z oleodruków. Bo wciąż na jawie widzę i co noc mi się śni, że ta, co nie zginęła, wyrośnie z naszej krwi – pisał Edward Słoński i on najlepiej rozumiał tę prawdę jako poeta, żołnierz Legionów.
W czasach PRL
szydzono niemal wprost z czynu niepodległościowego lat 1918-1922. Tablice z Grobu Nieznanego Żołnierza, dotyczące tego okresu, ukryto w magazynach! Sowiecka propaganda chciała nas upokorzyć i przenicować, nazywając w latach 50. wojnę z bolszewikami o wolność Polski i Europy najazdem jaśniepanów polskich na kraj radziecki!
Nie istnieją dziś w zbiorowej świadomości takie wydarzenia, jak bohaterstwo batalionu ochotniczej młodzieży Bolesława Zajączkowskiego pod Zadwórzem, polskimi Termopilami, jak podjazdowe, brawurowe walki kawalerii legendarnego rotmistrza Jerzego Dąmbrowskiego „Łupaszki” z Samoobrony Wileńskiej przeciwko bolszewikom w roku 1919. Nie istnieją, bo rotmistrz został zamordowany przez NKWD w więzieniu, w roku 1941, w Polsce sowieckiej był „bandytą”, tak jak człowiek, który podczas ostatniej wojny przejął jego pseudonim.
Mimo 100-lecia Bitwy Warszawskiej, zbyt mało pisze się o cudzie stutysięcznej Armii Ochotniczej, sformowanej w czasie, gdy bolszewicy stali już u wrót Warszawy i wielu ze strachem unosiło swe głowy w bezpieczne miejsca. Mało kto wie o polskim zwycięstwie w największej bitwie kawaleryjskiej XX wieku, gdy 31 sierpnia 1920 r. pod Komarowem oddziały gen. Władysława Sikorskiego rozbiły konarmię Siemiona Budionnego.
Dlaczego?
Dlaczego nie gloryfikujemy bohaterów czynu niepodległościowego? Czy nie na tym polega edukacja historyczna i duma z własnej przeszłości? Dlaczego w Warszawie nie ma Łuku Tryumfalnego zwycięskiej bitwy o Polskę i Europę? Może odpowiedź na te pytania pozwoli nam zrozumieć, dlaczego tak łatwo można wywołać w Polsce proniemieckie, „europejskie” ruchawki, zmierzające do odebrania nam suwerenności. „Demokracja”, „konstytucja”, „prawa kobiet”… Co jeszcze nas czeka?
Nie zabrakło dziś,
w Święto Niepodległości, biało-czerwonych barw, nie tylko „urzędowo”, na budynkach publicznych, ale na balkonach i w oknach naszych domów. To cieszy. Bóg nam dał, że Listopad przywiódł Maj... Bądźmy strażnikami naszej Niepodległości, która „nie jest dana raz na zawsze” (św. JP II).
Piotr Szubarczyk
Piotr Szubarczyk pracował przez 18 lat w IPN Gdańsk. Autor książek (m.in. Czerwona apokalipsa. Sowiecka agresja na Polskę i jej konsekwencje, Kraków 2014) oraz kilkuset artykułów o historii Polski i Pomorza. Współpracuje z radiem i TV (m.in. konsultant spektaklu TVP Inka 1946, autor cyklu audycji Świadkowie historii w Radio Gdańsk). Od 40 lat w Starogardzie.